Świat zapamiętał go ze szczytu w Chile. Jego cięta riposta skierowana do przywódcy Wenezueli Hugo Chaveza, któremu kazał się zamknąć, zastąpiła dzwonki w telefonach komórkowych. „Time” zaliczył ją do „perełek” roku 2007.
69 proc. Hiszpanów wciąż woli monarchię od republiki, 80 proc. uważa, że jemu kraj zawdzięcza pokojową transformację, prowadzi w rankingach popularności.
– Juan Carlos jest wspaniałym monarchą. Nie wiem, gdzie byśmy teraz byli, gdyby nie on – mówi „Rz” Jaime Penafiel, dziennikarz, autor książek o hiszpańskiej monarchii.
Mimo to król i jego rodzina byli w minionym roku przedmiotem bezprecedensowych krytyk. Od pornograficznych rysunków satyrycznych, poprzez palenie zdjęć monarchy i apele o odebranie mu funkcji zwierzchnika sił zbrojnych, po żądanie abdykacji. Ataki bolały tym bardziej, że pochodziły nie tylko od młodych republikanów, ale i od prawicy, która chciała zmusić króla do włączenia się w kampanię przed planowanymi na 9 marca wyborami. Abdykacji Juana Carlosa na rzecz dobiegającego czterdziestki następcy tronu zażądał Federico Jimenez Losantos, największa gwiazda radia COPE, którego współwłaścicielem jest hiszpański episkopat. Hasło Losantosa: „Zrób miejsce synowi”, weszło do obiegu. Król odpowiedział płomienną mową w obronie 32 lat monarchii konstytucyjnej, której Hiszpania zawdzięcza „najdłuższy okres stabilności i dobrobytu”.
– Głosy krytyczne są wynikiem dojrzewania społeczeństwa – mówi „Rz” Paco Soto z katalońskiej gazety „Avui”. – Pokolenie, które urodziło się w demokracji, nie chce tematów tabu. Rodzina królewska przestała być nietykalna. Nie sądzę jednak, że monarchia przeżywa kryzys. Wstąpienie na tron księcia Filipa by jej nie pomogło. Syn nie ma nawet części poparcia i sympatii, jakie zaskarbił sobie jego ojciec. Będzie musiał pokazać, że jest jego godnym następcą. Dziennikarz zdradza, że kiedyś czuł do króla „wyłącznie ogromną antypatię”. – Ale muszę obiektywnie przyznać, że zapracował na szacunek i sympatię Hiszpanów – dodaje.