Tyle zostało do końca kadencji obecnego rządu CDU/CSU i SPD (wybory mają się odbyć we wrześniu 2009). Zdążymy – twierdzą zgodnie partnerzy koalicji. Zgodnie też bronią idei projektu, którą jutro przedstawią w Warszawie wysłannicy pani kanclerz, licząc, że uda się skłonić Polskę do współpracy. Nie znaczy to jednak, że niemiecki rząd przemawia jednym głosem.
– Widoczny znak nie nadaje się na polsko-niemiecki projekt. Powinien to być projekt europejski, jak zapisano w porozumieniu koalicyjnym – uważa Gesine Schwan, pełnomocniczka rządu ds. kontaktów z Polską (SPD). Apeluje, aby przyjąć ze zrozumieniem każdą decyzję rządu Tuska. Zaprzecza doniesieniom, jakoby radziła Polsce, by nie delegowała przedstawicieli do gremiów widocznego znaku.
– Udział Polski w tym projekcie powinien być wynikiem jej suwerennej decyzji. Nie należy wywierać na Warszawę nacisków – tłumaczy Schwan. Patrzy na widoczny znak z całkowicie innej perspektywy niż CDU/CSU.
– Wszystko pozostaje po staremu jak w czasie wieloletniej debaty o Centrum przeciwko Wypędzeniom. Jeżeli Polska zechce, jest serdecznie zapraszana do współpracy – odpowiada Jochen-Konrad Fromme, szef grupy CDU w Bundestagu Wypędzeni, Uchodźcy i Przesiedleńcy. – Widoczny znak to Centrum przeciwko Wypędzeniom pod zamaskowaną nazwą – konkluduje konserwatywny „Frankfurter Allgemeine“.
Bez inicjatywy Eriki Steinbach umiejscowienia w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom pomyślanego jako miejsce pamięci ofiar wysiedleń Niemców po wojnie nie byłoby dzisiaj rządowego projektu, jakim jest widoczny znak. Poprzedni rząd Gerharda Schrödera odmawiał uczestnictwa w planach Związku Wypędzonych (BdV), wspieranych od początku przez partie chadeckie. Ponad dwa lata temu SPD została jednak zmuszona do zawarcia koalicji rządowej z partiami chadeckimi.