Chińskie represje ostro potępił też szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner. Bojkotowi ceremonii otwarcia nie jest przeciwny nawet minister sportu Bernard Laporte. Ale – jego zdaniem – to niczego nie zmieni. – Nie wykorzystujmy sportu jako alibi – apeluje do polityków.
Na igrzyska wybiera się nadal prezydent George W. Bush. Bojkotowi są przeciwni Niemcy. Podobnie jak Amerykanie wzywają Chiny do dialogu z Dalajlamą. Kłopot z tym, że to właśnie duchowego przywódcę Tybetańczyków Pekin oskarża o wywołanie zajść.
Chce to udowodnić, organizując dziś wycieczkę dziesięciorga wybranych dziennikarzy do Lhasy, gdzie doszło do najbardziej krwawych starć demonstrantów z siłami porządkowymi. Wybór Pekinu padł na amerykańską agencję prasową AP, japońską Kyodo, arabską telewizję al Dżazira, gazety „Financial Times” i „Wall Street Journal” oraz media z Hongkongu i Tajwanu. Chińczycy będą przekonywać dziennikarzy do swojej wersji wydarzeń. Podczas gdy tybetański rząd w Indiach informuje o co najmniej 140 ofiarach śmiertelnych wśród uczestników protestów, Pekin twierdzi, że jedynymi ofiarami zajść jest 18 „niewinnych cywilów” (czyli Chińczyków) i chiński milicjant.