Dziennikarz – zawód wysokiego ryzyka

Reporterzy wojenni często giną z rąk żołnierzy. Szczególnie na Bliskim Wschodzie

Publikacja: 18.04.2008 04:39

Dziennikarz – zawód wysokiego ryzyka

Foto: AFP

Do jednego z najgłośniejszych tego typu incydentów doszło w 2003 roku w Bagdadzie. Amerykanie właśnie zdobyli stolicę Iraku i jeden z czołgów przejeżdżał przed wypełnionym dziennikarzami hotelem Palestyna. Niespodziewanie wieżyczka pojazdu obróciła się w bok i rozległ się huk wystrzału. Pocisk doszczętnie zniszczył balkon, z którego filmowali – mieszkający na co dzień w Polsce – ukraiński operator Agencji Reuters Taras Procjuk oraz Hiszpan José Couso. Obaj zginęli na miejscu. Amerykańscy czołgiści twierdzili później, że ich strzał był odpowiedzią na ogień snajpera.

Głośnym echem odbiła się też śmierć japońskiego fotografa Kenjiego Nagaiego, który w sierpniu 2007 roku robił zdjęcia demonstracji birmańskiej opozycji w Rangunie. Siły bezpieczeństwa otworzyły ogień w stronę tłumu. Użyto ostrej amunicji. Telewizyjne zdjęcia konającego na ulicy Nagaiego obiegły cały świat.

Do podobnych tragedii często dochodzi na terenie okupowanych terytoriów palestyńskich. W 2003 roku z ręki izraelskich żołnierzy zginął znany walijski reporter i reżyser James Miller. Został zastrzelony z odległości około 200 metrów w obozie dla uchodźców Rafah w Strefie Gazy. Pocisk trafił go w kark.

Tragedia, a szczególnie przeprowadzone przez Izraelczyków śledztwo, wywołały falę oburzenia na całym świecie. Śledczy uznali, że choć dziennikarz zginął od izraelskiej kuli, nie wiadomo, kto go dokładnie zastrzelił, bo na miejscu było wielu żołnierzy. Brytyjski sąd, który również zajął się tą sprawą, uznał, że Miller został zamordowany z premedytacją.Rok wcześniej w Ramalli na Zachodnim Brzegu Jordanu żołnierz zastrzelił włoskiego fotoreportera dziennika „Corriere della Sera” Raffaela Cireillo.

– Bardzo często krytykowaliśmy izraelską armię za jej wrogi stosunek do dziennikarzy. Trzeba jednak przyznać, że w ostatnich latach nastąpiła pewna poprawa – powiedziała „Rz” Hagar Smouni, która zajmuje się Bliskim Wschodem w międzynarodowej organizacji Reporterzy bez Granic. Według niej środowa tragedia w Strefie Gazy pokazała jednak, że nadal jest wiele do zrobienia.

– Izraelska armia powinna zorganizować specjalne szkolenia dla żołnierzy, jak reagować na obecność dziennikarzy na polu bitwy. W dzisiejszych czasach, gdy technologia wojskowa jest bardzo rozwinięta, nie powinno dochodzić do takich tragicznych wypadków jak w Strefie Gazy – podkreśliła Smouni.

W minionych latach wyjątkowo często ofiarą izraelskich żołnierzy padali właśnie dziennikarze Reutersa (właśnie dla tej agencji pracował zastrzelony w środę palestyński kamerzysta). W październiku fotograf Reutersa został postrzelony przez Izraelczyka w nogę, a w 2003 roku dwóch dziennikarzy agencji zostało rannych w eksplozji pocisku czołgowego.

Sprawa zabójstwa kamerzysty agencji Reuters specjalnie mnie nie zaskoczyła. To nie pierwszy i nie ostatni palestyński dziennikarz zamordowany przez izraelskich żołnierzy. W ciągu ostatnich siedmiu lat, odkąd wybuchła palestyńska intifada, takich tragedii było bardzo wiele. Oni uważają, że nie jesteśmy istotami ludzkimi, i nie mają szacunku dla naszego życia. Zabijają przecież kobiety i dzieci, dlaczego więc nie mieliby zabijać dziennikarzy? Pomyłka? Jaka pomyłka? Samochód był prawidłowo oznaczony, a oni mieli przecież w tym czołgu jakieś lunety. Dobrze wiedzieli, co robią. Izraelskie wojsko dlatego tak nienawidzi dziennikarzy, że informują oni świat o dokonywanych przez nie zbrodniach. Patrzą armii na ręce. Gdyby nie dziennikarze, opinia publiczna na świecie nie miałaby pojęcia, co się tam wyprawia. Zniknęliby ostatni świadkowie.

Ludzie, którzy oskarżają naszych żołnierzy o popełnienie morderstwa, nie mają pojęcia o realiach pola bitwy. Tam znajdują się osoby, które walczą. Atakują i w każdej chwili spodziewają się ataku nieprzyjaciela. To miejsce, gdzie leje się krew. Jeżeli dziennikarz decyduje się na wkroczenie do strefy wojny – musi sobie zdawać sprawę, że ryzykuje życie. Dotyczy to obu stron. Izraelscy dziennikarze także często towarzyszą żołnierzom na froncie i wiedzą, że mogą zginąć. Niestety, kamera z daleka wygląda jak wyrzutnia pocisków przeciwpancernych, a decyzję na polu bitwy podejmuje się w ułamku sekundy. Od tego przecież zależy życie żołnierzy. Należałoby zadać inne pytanie: o odpowiedzialność gazet czy agencji prasowych. Czy przypadkiem nie wywierają one zbyt dużej presji na swoich pracowników, aby nadawali ze strefy konfliktów? Tak aby mieć lepsze zdjęcia niż konkurencja. Bardzo mi przykro z powodu śmierci tego chłopaka. Ale wiedział, w co się pakuje.

Niestety Sąd Najwyższy Izraela odrzucił naszą petycję w sprawie wycofania z użycia pocisków typu Flechette. Jak teraz widzimy, niesłusznie. Jeżeli potwierdzą się doniesienia, że w środowym incydencie w Strefie Gazy użyto właśnie takiej broni, natychmiast rozpoczniemy kolejną kampanię na rzecz jej delegalizacji. To naprawdę straszliwe pociski. Odłamki rozrzucane są na wielkiej przestrzeni – nawet kilkuset metrów – i bardzo trudno przewidzieć skutek ich użycia. Szczególnie na terenach gęsto zaludnionych, tak jak Strefa Gazy, gdzie bojownicy często kryją się pomiędzy cywilami. Odłamki masakrują wszystkich. Nie ma tu mowy o żadnej precyzji. Izraelska armia obiecała, że nie będzie używać pocisków typu Flechette na tym terytorium, ale najwyraźniej złamała obietnicę. Kolejnym problemem związanym z tego typu szrapnelami są straszliwe rany, jakie powodują. Bardzo często odłamki nie zabijają ludzi od razu, ale wywołują wielkie cierpienia.

Większość osób, które uważają pociski typu Flechette za kontrowersyjne, jest też zdania, że kontrowersyjna jest właściwie każda nowoczesna broń. Już od bardzo dawna wojen nie prowadzi się przy użyciu mieczy, którymi można naraz zabić tylko jednego przeciwnika. I to z bliskiej odległości, aby mieć pewność, że zabija się właściwą osobę. Karabiny maszynowe, pociski artyleryjskie, bomby lotnicze – wszystkie te środki bardzo często powodują, że giną przypadkowe osoby. To nie tylko my, Izraelczycy, jesteśmy źli. Wszystkie armie na świecie dysponujące artylerią mają na wyposażeniu jakiś rodzaj szrapneli. Stosuje się je od stuleci przeciwko piechocie nieprzyjaciela, aby wyeliminować jak największą liczbę przeciwników. Właśnie taki jest cel prowadzenia wojny. To brutalne, ale na tym to polega. Niestety, wojny nie prowadzi się przy użyciu pistoletów na kapiszony. Ciekawi mnie, czy ci sami ludzie, którzy tak krytykują pociski Flechette, mówią to samo o prymitywnych palestyńskich rakietach Kassam wystrzeliwanych całkowicie na ślepo w stronę Izraela i zabijających nasze dzieci?

Do jednego z najgłośniejszych tego typu incydentów doszło w 2003 roku w Bagdadzie. Amerykanie właśnie zdobyli stolicę Iraku i jeden z czołgów przejeżdżał przed wypełnionym dziennikarzami hotelem Palestyna. Niespodziewanie wieżyczka pojazdu obróciła się w bok i rozległ się huk wystrzału. Pocisk doszczętnie zniszczył balkon, z którego filmowali – mieszkający na co dzień w Polsce – ukraiński operator Agencji Reuters Taras Procjuk oraz Hiszpan José Couso. Obaj zginęli na miejscu. Amerykańscy czołgiści twierdzili później, że ich strzał był odpowiedzią na ogień snajpera.

Pozostało 91% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021