Generałowie nie chcą ratować ludzi

Birma po przejściu cyklonu: wojskowy reżim wiedział o zagrożeniu, ale nic nie zrobił. Kataklizm pochłonął życie ponad 22 tysięcy ludzi

Aktualizacja: 07.05.2008 11:28 Publikacja: 06.05.2008 20:00

Zniszczone łodzie w porcie Yangon

Zniszczone łodzie w porcie Yangon

Foto: AFP

Atak potężnego tropikalnego żywiołu był dla mieszkańców południowej Birmy całkowitym zaskoczeniem. Właśnie dlatego rozmiary zniszczeń są tak ogromne – niczego nie udało się zabezpieczyć, a ludzie nie zdążyli się ewakuować. Według najnowszych, oficjalnych danych znaleziono ponad 22 tysiące ciał, a 41 tysięcy osób uznano za zaginione.

Rozmiary klęski mogłyby być znacznie mniejsze. Okazuje się, że meteorolodzy z sąsiednich Indii na 48 godzin przed atakiem żywiołu ostrzegli birmańskie władze. – Powiedzieliśmy im wszystko. Gdzie cyklon Nargis uderzy i jaka będzie jego siła – oświadczył B.P. Yadav z Indyjskiego Departamentu Meteorologicznego.

Organizacja ta na zlecenie ONZ zajmuje się śledzeniem pojawiających się w południowo-wschodniej Azji cyklonów. – Nasza praca polega na tym, żeby zawczasu ostrzec przed nadejściem żywiołu. Tak też było w tym przypadku. Władze Birmy miały wystarczająco dużo czasu, aby podjąć niezbędne kroki, na przykład ewakuację – podkreślił B.P. Yadav.

Wojskowa junta nie tylko nie zadała sobie trudu, aby ostrzec obywateli przed nadchodzącym niebezpieczeństwem, ale po przejściu cyklonu pozostawiła ich bez pomocy. A ta jest niezbędna, ponieważ sytuacja panująca na zalanych terenach jest krytyczna.

Setki tysięcy pozbawionych dachu nad głową ludzi koczują w prymitywnych warunkach na niezalanych przez wodę częściach lądu. Według świadków ocaleli brodzą po zniszczonych, pełnych rozkładających się ciał, polach ryżowych. Brakuje świeżej wody, żywności i lekarstw. W każdej chwili może wybuchnąć epidemia.

Wobec niemrawych działań rządowych służb ratowniczych jedyną nadzieją dla Birmańczyków jest pomoc międzynarodowa. Choć oferty sypią się ze wszystkich stron – na ratunek spieszy ONZ, wiele rządów i organizacji humanitarnych – władze Birmy nie chcą wpuścić zagranicznych ratowników na swoje terytorium.

Sytuacja pogarsza się z godziny na godzinę, ale pracownicy zachodnich agencji humanitarnych nadal czekają na wizy. Statki z niezbędnymi dla mieszkańców Birmy produktami nie mogą zaś dostać zezwolenia na przybicie do jej portów. Junta wojskowa zapowiedziała, że każda organizacja lub kraj, który chce pomóc, musi „negocjować” i „spełnić określone warunki”.

Wczoraj prezydent George W. Bush zaapelował do junty, by dla dobra własnych obywateli przyjęła pomoc. – Pozwólcie Stanom Zjednoczonym wkroczyć i wam pomóc – mówił. – Jesteśmy gotowi na przysłanie do was naszych statków. Pomożemy wam odnaleźć zaginionych i ustabilizować sytuację – podkreślał prezydent.

Słowa te padły podczas uroczystości nadania Złotego Medalu Kongresu USA Aung San Suu Kyi, legendarnej przywódczyni birmańskiej opozycji i laureatce Pokojowej Nagrody Nobla, którą generałowie osadzili w areszcie domowym. – To hołd złożony dzielnej kobiecie, która działa na rzecz wolności Birmańczyków. Co za kontrast w porównaniu z wojskową juntą! – powiedział Bush.

Rozmowa z Debbie Stothard, ekspertem organizacji ALTSEAN Burma w Tajlandii

Rz: Wojskowi rządzący Birmą zapowiedzieli, że międzynarodowa pomoc humanitarna dla ofiarcyklonu będzie przyjęta „z zadowoleniem”. Czy tak będzie naprawdę?

Debbie Stothard:

Mamy nadzieję, że reżim wojskowy zrozumie, jak dramatyczna jest sytuacja. Ale dotąd władze niechętnie przyjmowały pomoc zagraniczną. W ciągu ostatnich dwóch lat, pracownicy zagranicznych organizacji humanitarnych nie mogli wyjeżdżać z Rangunu bez specjalnego zezwolenia.

Pieniądze mogły być przekazywane tylko do banku rządowego, który pobierał 10 procent prowizji. A każdy zakup na miejscu obłożony był podatkiem.

A jak ocenia pani sytuację humanitarną w Birmie?

Jeszcze zanim przeszedł cyklon była fatalna. W okolicach Rangunu jeden kran musi wystarczyć dla dziesięciu domów! Ludzie biednieją, borykając się z inflacją i podatkami. A teraz jeszcze niszczący cyklon. My wiedzieliśmy, że on nad Birmę nadejdzie. Ale społeczeństwo birmańskie nie wiedziało, bo władze o nim nie uprzedziły! Tym większe było zaskoczenie i tym gorsze zniszczenia.

Czego potrzeba Birmańczykom?

Lekarstw, płacht plastikowych i namiotów, koców, maczet, filtrów i tabletek oczyszczających do wody. Oraz nacisku ze strony świata na reżim w Rangunie.

Czy jest jakaś szansa na demokratyzację Birmy?

Bardzo na to liczymy, ale członkowie wojskowej junty się zabezpieczają. Wiedzą, że łatwo mogą utracić władzę.

Atak potężnego tropikalnego żywiołu był dla mieszkańców południowej Birmy całkowitym zaskoczeniem. Właśnie dlatego rozmiary zniszczeń są tak ogromne – niczego nie udało się zabezpieczyć, a ludzie nie zdążyli się ewakuować. Według najnowszych, oficjalnych danych znaleziono ponad 22 tysiące ciał, a 41 tysięcy osób uznano za zaginione.

Rozmiary klęski mogłyby być znacznie mniejsze. Okazuje się, że meteorolodzy z sąsiednich Indii na 48 godzin przed atakiem żywiołu ostrzegli birmańskie władze. – Powiedzieliśmy im wszystko. Gdzie cyklon Nargis uderzy i jaka będzie jego siła – oświadczył B.P. Yadav z Indyjskiego Departamentu Meteorologicznego.

Pozostało 85% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021