RZ: Pięć lat temu podjął pan decyzję o wysłaniu żołnierzy do Iraku. To było dobre posunięcie?
Aleksander Kwaśniewski:
Tak. Iracka misja była ważna dla Polski, dla budowania jej prestiżu, oraz istotna dla Iraku i bezpieczeństwa w tym kraju. Polacy mogą być dumni. Misja była naprawdę trudna i wyrażam szacunek dla żołnierzy, którzy brali w niej udział. Oczywiście nie rozwiązała ona wszystkich problemów. Pokazała też, że choć USA oraz ich sojusznicy są w stanie wygrać wojnę nawet w trudnych miejscach na świecie, dużo trudniej jest wygrać pokój. Udało się jednak zrobić krok naprzód.
Decyzję o misji podejmowaliśmy niedługo po atakach z 11 września 2001 roku – wydarzeniu, które wstrząsnęło światem. Amerykanie poprosili nas o wejście do koalicji antyterrorystycznej, w której udział uważam za słuszny i niezbędny, zarówno wtedy, jak i obecnie. Oprócz nas byli w niej nasi sojusznicy z Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Włoch, Australii i innych krajów. Z pewnością nie była to decyzja łatwa. Jednak chcę podkreślić, że gdy kilka lat po wysłaniu polskich wojsk do Iraku spotkałem się ze Zbigniewem Brzezińskiem, bardzo zdecydowanym przeciwnikiem amerykańskiego zaangażowania w Iraku, usłyszałem, że choć krytykuje Amerykanów za udział w misji w Iraku, to uważa, że Polska podjęła słuszną decyzję. Stała się istotnym partnerem na arenie międzynarodowej, którym nie była wcześniej i nie byłaby, gdybyśmy nie zgodzili się na udział w irackiej operacji.Nawet krytyka, która nas spotykała ze strony Paryża czy Berlina, budowała rangę Polski. Gdybyśmy nie wzięli udziału w irackiej misji, to mówiłoby się o Francji i Niemczech jako o przeciwnikach tej operacji, a o nas nikt by wspomniał. Bylibyśmy na marginesie światowych wydarzeń. A tak weszliśmy do grona liczących się graczy.
O tym, że Irak ma broń masowego rażenia, poinformował pana ówczesny sekretarz stanu USA Colin Powell. Czuje się pan oszukany?