Nie są one ostatnio zbyt dobre. Powiedziałbym nawet, że od czasu kwietniowego szczytu NATO w Bukareszcie są wręcz krytyczne. Merkel wystąpiła wówczas ze stanowczym wetem przeciw przyznaniu Ukrainie planu działań na rzecz członkostwa. Wtedy w Kijowie poprzysięgnięto zemstę. Jej ofiarą nie padła jednak Merkel, tylko ukraińscy ambasadorzy w Berlinie i w Moskwie, których ukarano za dopuszczenie do – jak uważano – antyukraińskiego spisku rosyjsko-niemieckiego. Ze strony Juszczenki było to infantylne posunięcie. Zwłaszcza że do dziś Ukraina nie ma w Berlinie ambasadora, bo zanim prezydent podejmie decyzję, dużo wody w Dnieprze upłynie.
A jak zachowują się Niemcy?
Niemcy nie mają praktycznie żadnej polityki względem Ukrainy, a jeśli już, to negatywną. Wciąż zerkają bowiem, co powie Moskwa, która jest teraz głównym partnerem Berlina, a zwłaszcza szefa dyplomacji Franka-Waltera Steinmeiera. Również Merkel wykonała wiele prorosyjskich gestów. Np. choć nikt inny tego nie robił, to urządziła pożegnanie Putina i powitanie Miedwiediewa. Myślę, że Francja nie będzie długo znosiła takich niemieckich fochów. Sarkozy da w końcu Merkel po palcach.
Sadzę, że powinna powstać podobna do Unii Śródziemnomorskiej organizacja obejmu- jąca m.in. Ukrainę, Białoruś, Gruzję, Azerbejdżan i Turcję. Ale by realizować takie inicjatywy, trzeba mieć śmiałych polityków. Juszczenko taki nie jest. Dobra byłaby Julia Tymoszenko, ale jest niczym królew- na zamknięta w twierdzy, bo prezydent nie pozwala jej działać. Pod tym względem sytua- cja jest jeszcze gorsza niż w Polsce.
Co powinien zrobić Kijów?
Zbudować proukraińskie lobby w Europie. Np. namówić Sarkozy’ego, by wystąpił z jakąś inicjatywą. Tu oczywiście Polska będzie musiała odegrać ważną rolę.