RZ: Kreml deklaruje, że rosyjska operacja w Gruzji, która miała zmusić Tbilisi do „pokoju” została zakończona. Jak ją pan ocenia?
Gleb Pawłowski: Można ją racjonalnie uzasadnić, odwołując się do faktów: operację spowodowała niczym niesprowokowana eskalacja działań podjętych przez Gruzję. Celem Rosji było ustanowienie pokoju oraz uniemożliwienie ponownej agresji ze strony Tbilisi. Podkreślę: rosyjska odpowiedź zaczęła się, gdy armia gruzińska kontrolowała Cchinwali przy słabym oporze Osetyjczyków. Dla nas było oczywiste, że to z góry założona strategia Saakaszwilego.
Zaskoczyła pana reakcja Zachodu?
Teraz najbardziej istotną kwestią dla Kremla jest odpowiedź na pytanie, czy w jakiejkolwiek formie – ustnej bądź pisemnej – amerykańska administracja pozwoliła Saakaszwilemu na tę awanturę. W zależności od odpowiedzi będzie możliwa ocena tego konfliktu. Pytanie brzmi: czy spowodował go jeden niezrównoważony człowiek, czy – jak sądzi Kreml – Saakaszwili mógł mieć nadzieję, że otrzyma pomoc ze Stanów Zjednoczonych. Ostatnio jesteśmy coraz bardziej skłonni przypuszczać, że ze strony Ameryki mógł to być swego rodzaju nie tyle wojskowy, ile administracyjno- -polityczny spisek. Mógł to być wyraz nadziei na zmianę przebiegu kampanii przedwyborczej i uczynienie jej bardziej sprzyjającą dla Johna McCaina niż dla Baracka Obamy. A co do stanowiska Europy, ważne było to, że problem dyskutowano wraz z Rosją. Interesująca dla nas wydała się propozycja, która mówiła o utworzeniu strefy wspólnego bezpieczeństwa w regionie kaukaskim.
Gdyby pana spiskowa teoria się potwierdziła, jak powinna zareagować Moskwa?