Niepodległej Abchazji ani Osetii Południowej nie uzna Zachód. Ale – jak twierdzi rosyjski dziennik „Kommiersant” – nowe państwa wkrótce poprą Białoruś, Syria, Jordania, Libia oraz Maroko. Czyli poszłyby za przykładem Rosji i jej na razie jedynego pewnego sojusznika w tej sprawie – Nikaragui.
Inaczej było w przypadku Kosowa. Gdy w lutym tego roku była serbska prowincja ogłaszała niepodległość, Zachód stanął za nią murem. Cały proces bardzo szybko się jednak zatrzymał. – W lutym uznało nas 21 krajów. W marcu 14, w kwietniu i maju siedem, a w czerwcu tylko jeden. To wzbudza niepokój – grzmiał niedawno były premier Kosowa Agim Ceku. W sierpniu, tuż po jego wystąpieniu, dołączyły tylko trzy kraje: Kolumbia, Belize i Malta.
Na kosowskie MSZ natychmiast spadła fala krytyki. Opozycja już się domaga dymisji ministra za to, że niedostatecznie promuje Kosowo. – Prisztina sama nie zadbała o to, by uznało nas więcej państw – przyznaje w rozmowie z „Rz” Jeta Xharra, jedna z czołowych kosowskich komentatorek. I podkreśla: – Skupiliśmy się na USA i UE, a zaniedbaliśmy świat arabski i Afrykę, które sceptycznie patrzyły na naszą niepodległość. Dlatego teraz nadrabiamy wizytami w tym regionie. Amerykanie wyraźnie dali do zrozumienia, że dziś wszystko zależy tylko od nas.
146 państw członkowskich ONZ wciąż zwleka z decyzją o uznaniu niepodległego Kosowa
Szef kosowskiego MSZ Skender Hyseni wziął sobie krytykę do serca. Wczoraj pojechał z wizytą do Arabii Saudyjskiej, by nawoływać kraje muzułmańskie do poparcia. – Nie powinniśmy naciskać, ale apelujemy o uznanie – mówił przed spotkaniem z przywódcami Organizacji Konferencji Islamskiej, które odbywa się w Rijadzie.