Słowa ambasadora Stanów Zjednoczonych w Sztokholmie Michaela M. Wooda zbulwersowały Niemców. Wypowiadając się dla dziennika „Svenska Dagbladet”, oświadczył on kilka dni temu, że Szwecja powinna „poważnie rozważyć” przeciwdziałanie projektowi rurociągu Nordstream na dnie Bałtyku, którym ma płynąć do Niemiec rosyjski gaz. „Europa nie może być zależna od niewiarygodnego dostawcy energii – Rosji, która sieje niezgodę między krajami” – ostrzegł Wood. Według dziennika „Handelsblatt” niemieckie MSZ domaga się teraz, by Ambasada USA w Berlinie zajęła stanowisko wobec tej wypowiedzi.
W opinii Wooda Rosja nie waha się używać energii jako środka nacisku. Podał przykłady: w 2006 roku zamknęła dopływ gazu na Ukrainę, a wywołany przez to kryzys odczuwalny był nawet na południu Europy. W maju 2007 roku przerwała dostawy ropy i węgla do Estonii. Powód – przeniesienie pomnika Żołnierza Armii Czerwonej.
Ponieważ energia wodna i jądrowa pokrywają niemal całe zapotrzebowanie Szwecji na elektryczność, należy ona do krajów mniej narażonych na presję Rosji. Właśnie dlatego Wood zaapelował, by Sztokholm przejął wiodącą rolę w działaniach na rzecz zmniejszenia uzależnienia od rosyjskiej energii. Na początek – właśnie w sprawie Nordstreamu.
Zaatakowanie przez amerykańskiego ambasadora idei budowy gazociągu musiało szczególnie zaboleć Niemcy, które są w nią zaangażowane.