Bardzo burzliwy przebieg miały obrady Rady Naczelnej ZPB, z punktu widzenia białoruskich władz – nielegalnej. Potwierdziły się informacje „Rz”. Przybyły na obrady ambasador RP Henryk Litwin zaproponował, by stworzyć „grupę społeczną” wspólnie z przedstawicielami „konkurencyjnego” zarządu ZPB uznawanego przez oficjalny Mińsk. Grupa miałaby doprowadzić do zwołania już w listopadzie wspólnego zjazdu tej największej polskiej organizacji na Białorusi. A zjazd wybrałby nowe kierownictwo, w domyśle takie, które mogłyby uznać białoruskie władze.
Propozycja stworzenia „grupy społecznej” i doprowadzenia do zjazdu ZPB pochodzi właśnie od strony białoruskiej. Zaakceptowało ją polskie MSZ, choć wcześniej strona polska nalegała, by Mińsk uznał legalność organizacji kierowanej przez Andżelikę Borys. Warszawa argumentowała, że na Białorusi mogą przecież istnieć obok siebie dwie polskie organizacje. Teraz z tego zrezygnowała. „Grupa społeczna” miałaby obradować bez udziału obu prezesów – pani Borys oraz uznawanego przez Mińsk Józefa Łucznika.
Pomysł wydelegowania trzech osób do wspólnej grupy poparła sama Borys. – Uważam, że od tematu nie uciekniemy i wcześniej czy później do sprawy trzeba będzie wrócić. Ja się nie boję rozmów – powiedziała „Rz”.Ale rada zadecydowała inaczej. Przyjęła uchwałę, w której jest mowa o otwarciu na dialog z białoruskimi władzami. Nie ma jednak zgody na powołanie zespołu z konkurencyjnym zarządem. W głosowaniu przepadło znacznie ostrzejsze sformułowanie, że nie ma zgody na rozmowy z „marionetkowymi działaczami funkcjonującymi pod nadzorem KGB”.
– Wszyscy byliśmy zgodni, że nie chcemy się zamykać w getcie. Z kim jednak rozmawiać w ramach „grupy społecznej”? Po pierwsze ze strony pana Łucznika nie otrzymaliśmy żadnej propozycji. Po drugie po tamtej stronie jest tak naprawdę tylko kilka osób, które nikogo nie reprezentują – mówił „Rz” polski działacz z Grodna Mieczysław Jaśkiewicz. I on, i kilku innych członków rady podkreślało w rozmowie z „Rz”, że rozmowy ze współpracownikami Józefa Łucznika oznaczałyby ich uznanie. – Tymczasem to zdrajcy – usłyszeliśmy.
Łucznik – wcześniej bardzo zasłużony dla sprawy polskości na Białorusi – i jego najbliżsi współpracownicy mają zakaz wjazdu do Polski. Przede wszystkim dlatego, że poparli unieważnienie ostatniego zjazdu związku (w 2005 r.) przez Ministerstwo Sprawiedliwości i uczestniczyli w zwołanym przez białoruskie władze zjeździe w Wołkowysku, który wybrał nowe, posłuszne tym władzom kierownictwo. Kilku z nich wypowiadało się w białoruskiej telewizji w zdecydowanie antypolskich programach lub oskarżało na milicji albo w prokuraturze swoich dawnych kolegów, obecnie uznających panią Borys, o rozmaite przestępstwa.