Gordon Brown właśnie podjął ważny krok na drodze przejrzystości finansowej Parlamentu Europejskiego. Brytyjski premier próbuje zatrzeć złe wrażenie wywołane skandalami w Izbie Gmin i chce reform nie tylko w Londynie, ale i w Strasburgu. Europosłowie z brytyjskiej Partii Pracy będą musieli ujawniać wszystkie wydatki na prowadzenie biura, na które dostają miesięcznie ponad 4 tys. euro. Żądanie Browna znacznie wykracza poza regulacje PE, które od nowej kadencji zobowiązują jedynie do ujawniania rachunków za podróże.
Reform dotyczących przejrzystości finansowej w PE nie chcą eurodeputowani, szczególnie ci zgromadzeni w największych grupach politycznych: konserwatywnej i socjalistycznej.
– Widać, że mniejsze grupy, czyli Zieloni i liberałowie, znacznie bardziej się tym przejmują. Jest ich mniej, mają więcej do stracenia – mówi „Rzeczpospolitej” Lorraine Mullally z brytyjskiej organizacji Open Europe. Sporządziła ona właśnie ranking eurodeputowanych, który pokazuje, jak różne osoby przyczyniły się do wzrostu przejrzystości w UE i jej zreformo- wania.
Z zestawienia wynika, że spośród Polaków najlepiej wypadają eurodeputowani Partii Demokratycznej (Grażyna Staniszewska i Janusz Onyszkiewicz) oraz eurodeputowani PiS i wybrani z list LPR i Samoobrony. Czyli tacy, którzy należą w PE do mniejszych grup politycznych lub są niezależni. Na dole listy znaleźli się eurodeputowani z PO, która należy do największej grupy politycznej – europejskich chadeków.
Czy decyzja premiera Browna i inne raporty zmuszą eurodeputowanych do reform?