Pani Suu Kyi zdążyła się już do tego przyzwyczaić: gdy tylko jej wyrok zbliża się do końca, wojskowa dyktatura znajduje jakiś powód, by znów odebrać jej wolność. Laureatka Pokojowej Nagrody Nobla z 1991 roku i wieloletnia przywódczyni demokratycznej opozycji w Birmie spędziła 14 z ostatnich 20 lat w areszcie domowym lub więzieniu. Tym razem skazano ją na półtora roku aresztu domowego za naruszenie warunków obecnego aresztu. „To nic więcej jak tylko prawny i polityczny teatr” – stwierdziła w oświadczeniu sekretarz generalna Amnesty International Irene Khan.
Sprawcą ostatnich kłopotów pani Suu Kyi jest niejaki John Yettaw. Ten 54-letni Amerykanin, weteran wojny wietnamskiej cierpiący na zaburzenia psychiczne, przedostał się w maju do domu noblistki, by – jak twierdzi – przekazać jej ważne ostrzeżenie. Yettaw mówi, że miał proroczy sen, w którym widział, jak pani Suu Kyi pada ofiarą zamachu ze strony islamskich terrorystów. By ją ratować, przepłynął po kryjomu jezioro, przy którym stoi rozpadająca się willa – miejsce aresztu opozycjonistki.
Pani Suu Kyi twierdzi, że nie zna Yettawa, ale udzieliła mu schronienia w domu na jedną noc w trosce o jego bezpieczeństwo. Według władz nie miała do tego prawa. Początkowo groził jej wyrok trzech lat ciężkich robót, ale karę „złagodzono w celu uniknięcia niepokojów społecznych”. Yettawa skazano na siedem lat ciężkich robót. – Wyrok był do przewidzenia. Prawdziwe pytanie brzmi: jak zareaguje społeczność międzynarodowa? Czy zrobi coś poza wypowiedzeniem kolejnych słów potępienia – zastanawia się amerykański prawnik noblistki Jared Genser.
Na razie świat ogranicza się do protestów. Przeciw wyrokowi zaprotestowali między innymi prezydent Francji Nicolas Sarkozy i brytyjski premier Gordon Brown. – Nie powinna była stawać przed sądem i nie powinna zostać skazana. Nadal apelujemy o jej uwolnienie – oświadczyła wczoraj szefowa amerykańskiej dyplomacji Hillary Clinton.
Unia Europejska zażądała w specjalnym oświadczeniu, by junta „natychmiast i bezwarunkowo” uwolniła noblistkę. Bruksela ostrzega, że w razie odmowy gotowa jest zaostrzyć obowiązujące już sankcje wobec rządzących w Birmie, takie jak zakaz sprzedaży broni, obostrzenia wizowe czy restrykcje finansowe. Jak jednak podkreśla dziennik „Washington Post”, decyzja reżimu w sprawie Aung San Suu Kyi świadczy o jego poczuciu całkowitej bezkarności.