W inauguracyjnych wiadomościach Pierwszego Kaukaskiego wyemitowano reportaże o gruzińskich tradycjach noworocznych, losie czeczeńskich uchodźców w Danii, a także sytuacji w Sewastopolu na Ukrainie przed wyborami prezydenckimi 17 stycznia.
W komentarzu do tego ostatniego materiału prowadzący mówił, że Krym może być kartą przetargową w rękach Moskwy ze względu na prorosyjskie nastroje mieszkańców półwyspu.
– Ktoś może uznać, że tworzymy kontrpropagandę dla rosyjskiej telewizji. Nie wykluczam, że tak jest – mówił Radiu Swoboda Lewan Gaczeladze, szef rady nadzorczej gruzińskiego Społecznego Nadawcy, którego pasmo zajął Pierwszy Kaukaski. – Chciałbym jednak podkreślić: nasza misja to ujawnianie prawdy. 70 procent informacji poświęcimy wydarzeniom w Gruzji. Resztę wydarzeniom na świecie, w tym w Rosji i na Kaukazie Północnym.
– Określenie „kontrpropaganda” jest nietrafne. Dla Gruzji jest ważne, by to, co się dzieje w kraju, nie było deformowane przez rosyjskich dziennikarzy, by nasi sąsiedzi na Kaukazie mogli się orientować w sytuacji – mówi „Rz” Lewan Ramiszwili, szef Instytutu Wolności w Tbilisi.
Prasa w Moskwie pisała, że pierwsza próba stworzenia „gruzińskiej propagandy w eterze” miała miejsce w 2006 r., gdy powstało studio Alania nadające po rosyjsku dla separatystycznych republik Osetii Południowej i Abchazji (ich niepodległość uznają teraz Rosja, Nikaragua, Wenezuela i Nauru). „Efektu nie było. Dziś mamy do czynienia z kolejną próbą szerzenia propagandy z większym rozmachem i takimi kolorowymi postaciami jak wdowa po czeczeńskim przywódcy Dżocharze Dudajewie. Ałła Dudajewa ma prowadzić program” – pisały „Wremia Nowostiej”.