Tony Blair po raz pierwszy zeznawał przed komisją śledczą, która ma wyjaśnić okoliczności decyzji o zaangażowaniu Wielkiej Brytanii w wojnę w Iraku. Wyraźnie spięty tłumaczył, że zamachy z 11 września 2001 r. całkowicie zmieniły jego podejście do krajów, które próbowały zdobyć broń masowej zagłady.
– Do 11 września razem z USA uważaliśmy, że Saddam Husajn stanowi zagrożenie, które da się zminimalizować. Po tej dacie nasza ocena zmieniła się drastycznie – tłumaczył pięcioosobowej komisji rządowej. Jego zdaniem, choć Saddam nie miał nic wspólnego z al Kaidą, to złamał co najmniej dziesięć rezolucji ONZ, zagazował Kurdów i wywołał wojnę, w czasie której zginęło milion ludzi. – Nie można było dopuścić, by kiedykolwiek miał możliwość wyprodukowania broni masowej zagłady. Nawet gdyby to miało oznaczać zmianę reżimu – przekonywał.
Po ataku na Irak w marcu 2003 roku okazało się, że przedstawione przez amerykańskie i brytyjskie służby informacje o arsenałach Saddama były nieprawdziwe. Zdaniem krytyków premier, wysyłając 40 tysięcy brytyjskich żołnierzy na wojnę w Iraku, wiedział, że informacje o zagrożeniu są przesadzone.
Według zeznającego wcześniej przed komisją byłego ambasadora Wielkiej Brytanii w Waszyngtonie Christophera Meyera brytyjski premier i prezydent USA George W. Bush zawarli pakt krwi w sprawie inwazji na Irak już w kwietniu 2002 roku na ranczu w Crawford.
Blair przyznał, że opcja militarna była wówczas rozważana, ale obaj przywódcy uzgodnili, że najpierw trzeba wyczerpać wszystkie możliwości dyplomatyczne. – Jedyne, co obiecałem, to że razem z USA zajmiemy się sprawą zagrożenia ze strony Iraku – mówił Blair. Zdaniem ekspertów premier, mimo początkowego zdenerwowania, wypadł dobrze. – Był przekonujący – mówi „Rz” Martin Farr, politolog z Uniwersytetu w Newcastle.