Młody, obiecujący aktor odmówił przyjęcia roli w filmie „My z przyszłości 2”, bo uznał go za antyukraińską agitkę. – Rozumiesz, jacy ludzie zamówili ten film? I że odmową możesz przekreślić swoją karierę – usłyszał od producentów.
Menedżer aktora Dmitrij Sawieliew opowiedział rosyjskiemu tygodnikowi „New Times”, jak na aktora próbowano wywrzeć presję, dając mu do zrozumienia, że „zamówienie przyszło z góry” i jest sprawą wagi państwowej. Ponieważ pierwsza część filmu, w którym grał jednego z głównych bohaterów, odniosła sukces, producentka Ludmiła Kukoba za wszelką cenę chciała zaangażować go do udziału w sequelu. Artysta jednak odmówił, bo zraził go scenariusz, który ukazuje Ukraińców jako faszyzujących rusofobów. Wtedy usłyszał, że jego kariera może się skończyć.
[srodtytul]Ukraińscy faszyści[/srodtytul]
Część recenzentów charakteryzuje film słowami „przez popkulturę do patriotyzmu”. Bohaterowie – czterech młodych chłopaków – przenoszą się w czasie i trafiają na pierwszą linię frontu wojny z hitlerowcami. W pierwszej części „My z przyszłości” też nie brakowało patriotycznej inspiracji, ale, jak podkreśla w rozmowie z „Rz” Sawieliew, był to film na przyzwoitym poziomie, bez nachalnej propagandy.
[wyimek]Na czele Rady ds. Rodzimej Kinematografii, która rozdziela państwowe środki, stoi premier Władimir Putin[/wyimek]