Kino w służbie Kremla

Aktor Daniła Kozłowski odrzucił rolę w patriotycznym filmie. Usłyszał groźby

Aktualizacja: 10.03.2010 11:12 Publikacja: 10.03.2010 02:15

Kreml

Kreml

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Młody, obiecujący aktor odmówił przyjęcia roli w filmie „My z przyszłości 2”, bo uznał go za antyukraińską agitkę. – Rozumiesz, jacy ludzie zamówili ten film? I że odmową możesz przekreślić swoją karierę – usłyszał od producentów.

Menedżer aktora Dmitrij Sawieliew opowiedział rosyjskiemu tygodnikowi „New Times”, jak na aktora próbowano wywrzeć presję, dając mu do zrozumienia, że „zamówienie przyszło z góry” i jest sprawą wagi państwowej. Ponieważ pierwsza część filmu, w którym grał jednego z głównych bohaterów, odniosła sukces, producentka Ludmiła Kukoba za wszelką cenę chciała zaangażować go do udziału w sequelu. Artysta jednak odmówił, bo zraził go scenariusz, który ukazuje Ukraińców jako faszyzujących rusofobów. Wtedy usłyszał, że jego kariera może się skończyć.

[srodtytul]Ukraińscy faszyści[/srodtytul]

Część recenzentów charakteryzuje film słowami „przez popkulturę do patriotyzmu”. Bohaterowie – czterech młodych chłopaków – przenoszą się w czasie i trafiają na pierwszą linię frontu wojny z hitlerowcami. W pierwszej części „My z przyszłości” też nie brakowało patriotycznej inspiracji, ale, jak podkreśla w rozmowie z „Rz” Sawieliew, był to film na przyzwoitym poziomie, bez nachalnej propagandy.

[wyimek]Na czele Rady ds. Rodzimej Kinematografii, która rozdziela państwowe środki, stoi premier Władimir Putin[/wyimek]

– Bohaterowie przeżyli swego rodzaju katharsis. Jeden z nich początkowo był faszystą, potem odszedł od swastyki. Był w tym umiarkowany patos, ale stosowny dla tego gatunku – masowego kina przygodowego – mówi.

Jego zdaniem druga część jest jednak nie do przyjęcia. – To ksenofobiczny film, apelujący do najniższych uczuć, polityczna agitka – ocenia. W sequelu scenarzyści walnęli z grubej rury. Bohaterowie znowu podróżują w czasie, ale tym razem startują z okolic Lwowa, gdzie współcześni im młodzi Ukraińcy to odrażający faszyści. Dopiero atak Niemców – już w przeszłości – zmusza ich do wspólnej z Rosjanami walki z wrogiem. Jednak, jak się okazuje, jest to tylko sojusz wymuszony okolicznościami. Film w dość niewyszukanej formie podejmuje oskarżenia Moskwy pod adresem Kijowa. Prezydentowi Wiktorowi Juszczence rosyjscy politycy wypominali walczące po stronie hitlerowców oddziały SS-Galizien i zarzucali idealizowanie faszyzmu.

Na Ukrainie film nie został dopuszczony do dystrybucji, ale w Rosji w pierwszym tygodniu bił rekordy oglądalności – zarobił ponad 170 mln rubli. Jednak, jak twierdzi Sawieliew, wyłącznie dzięki sukcesowi pierwszej części. – Bo jest po prostu zły – ocenia.

[srodtytul]Miliardy dla patriotów[/srodtytul]

Wyznania Kozłowskiego to kolejny argument dla tych, którzy w nadmiernej ingerencji państwa widzą zagrożenie dla rosyjskiego kina. Przekonują, że wyznając zasadę, iż „kino jest najważniejszą ze sztuk”, władze stopniowo próbują je zdominować. Władimir Putin stanął na czele Rady ds. Rodzimej Kinematografii, która rozdziela państwowe środki, i w której już wcześniej zasiadał uchodzący za głównego kremlowskiego ideologa Władisław Surkow. Kolejna sprawa to monopol zasłużonego reżysera, a obecnie – przyjaciela władz Nikity Michałkowa, który jako szef Związku Filmowców uchodzi za guru w rosyjskim świecie filmu.

– Na razie jest zbyt wcześnie, by przesądzać, czym to się skończy, bo nowy system jeszcze nie zadziałał. Ale są powody do obaw. Wcześniej pierwsze skrzypce grało Ministerstwo Kultury – które zresztą też było mocno krytykowane w środowisku, bo część pieniędzy tajemniczo znikała w jego gabinetach – mówi „Rz” autor publikacji w „New Times” Jewgienij Lewkowicz. – Teraz zapowiada się dyktat Michałkowa. Nigdy nie jest dobrze, gdy jeden człowiek rozdziela miliardy wedle swojego widzimisię – ocenia.

– W samym kinie sponsorowanym przez państwo nie ma jeszcze nic złego. Jeśli państwo płaci, ma prawo zamawiać muzykę – mówi Sawieliew. Dodaje jednak, że widzowie nie kupią topornej propagandy, przypominając niezbyt udany „Rok 1612” o wygnaniu Polaków z Kremla czy „Tarasa Bulbę”, który wywołał sporo kontrowersji na Ukrainie.

– Choć wydano na jego reklamę gigantyczne kwoty i obejrzało go sporo widzów, mało kto potraktował go poważnie – mówi menedżer Kozłowskiego. Ma nadzieję, że incydent był odosobnionym przypadkiem i konsekwencją nadgorliwości producentów, którzy bardzo chcieli się przypodobać władzy.

– Może liczyli, że film przyda się w czasie wyborów prezydenckich na Ukrainie. Jeśli tak, to pomysł był chybiony, bo Moskwa postanowiła jednak tym razem się nie wtrącać i pozostała z boku – zauważa Sawieliew.

Młody, obiecujący aktor odmówił przyjęcia roli w filmie „My z przyszłości 2”, bo uznał go za antyukraińską agitkę. – Rozumiesz, jacy ludzie zamówili ten film? I że odmową możesz przekreślić swoją karierę – usłyszał od producentów.

Menedżer aktora Dmitrij Sawieliew opowiedział rosyjskiemu tygodnikowi „New Times”, jak na aktora próbowano wywrzeć presję, dając mu do zrozumienia, że „zamówienie przyszło z góry” i jest sprawą wagi państwowej. Ponieważ pierwsza część filmu, w którym grał jednego z głównych bohaterów, odniosła sukces, producentka Ludmiła Kukoba za wszelką cenę chciała zaangażować go do udziału w sequelu. Artysta jednak odmówił, bo zraził go scenariusz, który ukazuje Ukraińców jako faszyzujących rusofobów. Wtedy usłyszał, że jego kariera może się skończyć.

Pozostało 81% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021