– To niezwykle istotna wizyta. Jeśli wypadnie dobrze, przyniesie plan działań wojskowych i instytucjonalnych, który posunie naprzód operację w Afganistanie. Jeśli pójdzie źle, to postawi pod znakiem zapytania sens operacji w tym kraju i sens amerykańskiego zaangażowania – przekonuje „Rz” Brian Katulis, ekspert z waszyngtońskiego Center for American Progress.
Stosunki między Kabulem a Waszyngtonem są od kilku miesięcy niezwykle napięte. Prezydent Hamid Karzaj – przez administrację George’a W. Busha uważany za bohatera, ale nielubiany przez ekipę Baracka Obamy – potępił niedawno wtrącanie się zachodnich sił w sprawy Afganistanu i oskarżył je o sfałszowanie wyników zeszłorocznych wyborów prezydenckich. Po marcowej wizycie prezydenta USA w Kabulu ostrzegł nawet, że jeśli Amerykanie chcą mieć marionetkowy rząd, to on może przejść na stronę talibów.
Administracja USA zaczęła wysyłać sygnały, że wizyta afgańskiego przywódcy zostanie odwołana. Amerykanie uznali jednak najwyraźniej, że walka z Karzajem może pokrzyżować plany prezydenta Obamy, który chciałby w lipcu przyszłego roku zacząć wycofywanie wojsk z Afganistanu. Zdecydowali się więc rozwinąć przed afgańskim przywódcą czerwony dywan.
Podczas czterodniowej wizyty Karzaj spotka się z Obamą, z szefową dyplomacji Hillary Clinton oraz z sekretarzem obrony Robertem Gatesem. Jak donosi „Washington Post”, urzędnicy mają unikać publicznej krytyki Karzaja i oskarżania go o fałszowanie wyborów czy korupcję.
Afgański prezydent ma zaś przekonywać, że najlepszym rozwiązaniem dla Afganistanu jest doprowadzenie do ugody z rebeliantami. O współpracy z talibami Karzaj ma też rozmawiać jeszcze w maju podczas Loi Dżirgi – zgromadzenia członków starszyzny plemiennej oraz wpływowych afgańskich liderów.