„Nie zaznacie spokoju, jeśli nie dacie spokoju Palestyńczykom” – takie przesłanie pozostawili sprawcy poniedziałkowego ataku na synagogę w Worms. Od pożaru ucierpiała część jej fasady. Nie był to pierwszy atak na żydowską instytucję w Niemczech.
Mniej więcej co dziesięć dni bezczeszczony jest żydowski cmentarz, na miejscach pamięci pojawiają się regularnie swastyki. Policja na próżno szuka sprawców w środowiskach neonazistów. Niemieccy politycy biją się w piersi i ostrzegają przed antysemityzmem. Równocześnie Niemcy coraz częściej krytykują Izrael.
Jak wynika z sondaży opinii publicznej, prawie połowa Niemców uważa Izrael za „państwo agresywne”, a niemal dwie trzecie są zdania, że Izrael realizuje własne cele, nie zważając na prawa innych narodów, czyli Palestyńczyków.
W takiej atmosferze rząd ożywił kontakty z przedstawicielami Autonomii Palestyńskiej, zapraszając do Berlina premiera Salama Fajeda i rozpoczynając trwałą wymianę poglądów w ramach niemiecko- palestyńskiego „gremium kierowniczego”. Nowa instytucja przypomina konsultacje międzyrządowe z udziałem szefów rządów i ministrów nielicznych krajów, z którymi Berlin utrzymuje szczególnie bliskie kontakty. Należy do nich m.in. Polska, a także Izrael. W dzisiejszym spotkaniu w Berlinie z przedstawicielami Autonomii Palestyńskiej uczestniczyli szefowie kilku niemieckich resortów z ministrem Guidem Westerwellem na czele. Kolejne odbędzie się za rok w Ramalli. – Nie osłabia to naszych więzi z Izraelem – zapewniał szef niemieckiej dyplomacji.
Czy bliskie więzi z Palestyńczykami oznaczają przesunięcie akcentów niemieckiej polityki bliskowschodniej?