Daleki Wschód stanął na krawędzi totalnej wojny w połowie 1969 roku.
Do krytycznego incydentu doszło 15 kwietnia nad Morzem Japońskim. Amerykański samolot szpiegowski typu EC-121 „Warning Star” brał udział w misji rekonesansowej o kryptonimie „Deep Sea 129”. To miał być rutynowy lot. Na pokładzie znajdowało się 31 Amerykanów.
Niespodziewanie na drodze maszyny pojawiły się dwa północnokoreańskie myśliwce MiG-17. O 13.49 amerykański samolot zniknął z ekranów radarów. Następnego rana 170 km od wybrzeży Korei Północnej znaleziono podziurawione pociskami szczątki „Warning Star”. Rozbitków nie znaleziono.
Wiadomość o ataku natychmiast dotarła do prezydenta Richarda Nixona i doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Henry’ego Kissingera. Z ujawnionych właśnie amerykańskich dokumentów wynika, że podjęli oni decyzję o natychmiastowym zniszczeniu komunistycznego państwa. Operacja o kryptonimie „Zrzut Wolności” przewidywała atak nuklearny na co najmniej 12 najważniejszych centrów dowodzenia, lotnisk i pasów startowych Korei Północnej. Potem do akcji miały wkroczyć siły konwencjonalne. O tym, jak blisko było do realizacji tego planu, świadczy wywiad, który amerykańskie radio publiczne przeprowadziło z Bruce’em Charlesem, wojskowym pilotem, który w 1969 roku stacjonował na Pacyfiku. Kilka godzin po zestrzeleniu EC-121 został wezwany przez przełożonego.
„Pułkownik opisał mi incydent. (...) Rozkaz był taki, żebym przygotował się do uderzenia w cel” – powiedział Charles. Jego samolot F-4 wyposażony był w bombę B-61 o mocy 20 razy większej niż ta, która spadła na Hiroszimę. Charles, podobnie jak inni piloci, natychmiast udał się do swojej maszyny.