Do ataków doszło w niedzielę późnym wieczorem. Pierwszy ładunek wybuchł o 22.25 w popularnej wśród cudzoziemców restauracji Ethiopian Village. Zginęło tam kilkanaście osób. W niecałą godzinę później dwie eksplozje zamieniły w stertę gruzów klub rugby Kyadondo, gdzie tłumy gości oglądały finałowy mecz mistrzostw świata w piłce nożnej. Kilkudziesięciu ludzi zostało zabitych, a wielu rannych, w tym troje Amerykanów z wycieczki z Pensylwanii.
– Zostały trzy minuty do końcowego gwizdka, gdy rozległ się wybuch – mówił Juma Seiko, jeden z ocalałych gości. Tuż po eksplozjach w zniszczonym klubie w ciemnościach rozlegały się krzyki rannych i wołania o pomoc. 18-letni Amerykanin Kris Sledge został ranny w nogę i ma poparzoną twarz. – Cieszę się, że w ogóle żyję – powiedział w szpitalu reporterowi AP.
Według szefa ugandyjskiej policji Kale Kaihury zamach przeprowadziła najsilniejsza somalijska organizacja terrorystyczna al Szabab, powiązana z al Kaidą. Na miejscu ataku policja odnalazła oderwaną głowę, którą zidentyfikowano jako część ciała somalijskiego terrorysty-samobójcy.
– Dotychczas al Szabab przeprowadzała zamachy tylko w Somalii. W ubiegłym tygodniu zagroziła jednak atakami przeciw Ugandzie i Burundi, których żołnierze, w sile około 5 tysięcy, wspierają słaby rząd somalijski w walce z islamską rebelią – mówi „Rz” Sally Heally, ekspert ds. Afryki Wschodniej brytyjskiego instytutu Chatham House.
Jeden z przywódców al Szabab, szejk Jusuf Szejk Issa, powiedział już, że cieszy się z zamachów. – Uganda jest jednym z naszych wrogów. Cokolwiek sprawia, że oni płaczą, wywołuje naszą radość. Niechaj gniew Allaha dotknie wszystkich, którzy są przeciw nam! – powiedział.