Nowozawidowo, choć oddalone zaledwie 100 km od rosyjskiej stolicy, nie ma nic wspólnego z nową, pewną siebie Rosją. O popularnej ostatnio modernizacji przypomina tylko przejeżdżający tędy kilka razy dziennie nowoczesny pociąg Sapsan.
Od strony drogi z Moskwy do Tweru kilka nowych willi, dalej typowy krajobraz. Zakurzone, dziurawe ulice, biedne, podniszczone domy. Na rynku babuszki handlują, czym się da – ogórki, kwiaty, konfitury. Na słupie odbite na ksero zaproszenie na wyprzedaż niosek.
– No co też pani! U nas czarnych nie ma – zapewnia Tamara sprzedająca filcowe kapcie. – A, Murzyn? Murzyn mieszka tam dalej, ale on się nie dostał do władz – mówi z miną osoby przekonanej o poprawności miejscowego elektoratu.
Taksówkarze są lepiej zorientowani. – Jean to normalnyj mużyk – przekonują. Czyli porządny facet. – To ten, co chodził z miotłą po ulicach i zbierał śmieci – dorzuca przekupka Tatiana.
Radny Jean Gregoire Sagbo ciągle się uśmiecha. W ukrytym za sosnami niskim budynku administracji bywa rzadko, uważa, że jego miejsce jest w terenie. Po wyborach inni radni (w Nowozawidowie jest ich dziesięciu) mówili mu, żeby nie chodził po domach i nie pytał, czego ludzie potrzebują.