Chávez wyjechał z kraju na początku czerwca. Wybierał się do Brazylii, Ekwadoru i na Kubę, poprosił więc parlament o zgodę na dłuższą nieobecność. Tak nakazuje konstytucja, gdy prezydent opuszcza Wenezuelę na dłużej niż pięć dni. 8 czerwca Chávez dotarł do Hawany, podpisał mnóstwo porozumień, a dwa dni później świat obiegła wiadomość, że został operowany z powodu ropnia miednicy.
Wenezuelski szef dyplomacji Nicolás Maduro, który przekazał tę nowinę, był oszczędny w słowach, co uruchomiło lawinę spekulacji. Nie wyjaśnił, dlaczego operacja była tak pilna, że Chávez nie mógł się jej poddać w ojczyźnie, gdzie kubańskich lekarzy akurat nie brakuje. Nie powiedział też, kiedy prezydent wróci, co zaniepokoiło jego zwolenników, a w sercach opozycji rozbudziło nadzieję, że może nigdy.
W piątek, tydzień po operacji, Chávez nadal był na Kubie, a komentatorzy zastanawiali się, czy stolicą Wenezueli stała się Hawana. Lewicowy lider ogłasza bowiem stamtąd dekrety, podpisuje ustawy, wydaje polecenia ministrom. Zdominowany przez jego sympatyków parlament pozwolił mu się kurować, jak długo zechce. Opozycja uważa natomiast, że rządzenie Wenezuelą z Hawany przynosi krajowi ujmę. Domaga się, by na czas choroby 56-letniego przywódcy władzę przejął wiceprezydent Elias Jaua. Ten ostatni, nie chcąc się narazić szefowi, odmawia. Partia rządząca twierdzi, że opozycja szykuje się do powtórki z zamachu stanu z kwietnia 2002 r., i przypomina, iż skończył się on fiaskiem przeciwników Cháveza.