– Jestem głodny wolności, głodny oddychania i głodny jedzenia – powiedział Stéphane Taponier, gdy wysiadł na lotnisku w Villacoublay. Przez półtora roku siedział w niewielkim pomieszczeniu, wyprowadzany tylko dwa razy dziennie do toalety i karmiony skromnym pożywieniem afgańskich górali.

Talibowie porwali Francuzów 30 grudnia 2009 roku, gdy przygotowywali oni reportaż o wojnie w Afganistanie dla telewizji publicznej. – Nie podejmowaliśmy nadzwyczajnego ryzyka. Po prostu wykonywaliśmy naszą pracę – zapewnia Ghesquiere. Zaprzeczył doniesieniom, jakoby wojsko ostrzegło ich przed przebywaniem w rejonie, gdzie zostali uprowadzeni.

Francuskie władze twierdzą, że nie zapłaciły okupu za uwolnionych, ale media nad Sekwaną w to nie wierzą. W zamian za wypuszczenie dziennikarzy porywacze zażądali pieniędzy oraz uwolnienia z więzień kilku przywódców talibańskich. Według specjalisty ds. międzynarodowych Gérarda de Villiersa terroryści bez wątpienia otrzymali okup. – Nie znam przypadku wypuszczenia zakładnika bez zapłacenia. Ale oczywiście władze będą temu zaprzeczać – podkreślił Villiers. Jak twierdzi telewizja BFMTV, Paryż zapłacił terrorystom „kilka milionów euro" zamienionych na lokalną walutę. Pieniądze miały zostać przekazane talibom w Pakistanie. W tym samym czasie ich koledzy dostarczyli dziennikarzy na miejsce, skąd zabrał ich helikopter NATO.

Dr Gérard Lopez, który zbadał dziennikarzy, powiedział, że są w dobrej kondycji psychicznej i fizycznej. – Nie byli ofiarami przemocy, traktowano ich stosunkowo dobrze. Mieli kontakt ze światem zewnętrznym, gdyż mogli słuchać radia – powiedział. – Zachowali też poczucie humoru, dzięki któremu mogli się oderwać od rzeczywistości – dodał.