Zwolniona z aresztu domowego w swoim rodzinnym mieście Suu Kyi przybyła do Baganu w środkowej części kraju. Tłumek około 150 mieszkańców powitał ją tam wczoraj kwiatami. Choć wojskowy reżim ostrzegał noblistkę przed organizowaniem spotkań o charakterze politycznym, policja nie rozpędziła jej zwolenników, czujnie obserwując tylko przebieg wydarzeń.
– Jestem bardzo szczęśliwa. To pierwsze wakacje z moim synem od 20 lat – powiedziała Suu Kyi po wizycie w jednej ze świątyń buddyjskich w Bagan. Podkreśliła, że jej wyjazd poza stolicę kraju ma charakter prywatny. – W domu nigdy się nie wysypiam, więc teraz zamierzam spać przez cały czas. Muszę odpocząć – mówiła. Suu Kyi i jej syn Kim Aris chodzili po ulicach nieustannie śledzeni przez kilkudziesięciu funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa ubranych po cywilnemu. Wokół noblistki wciąż kłębił się tłumek ludzi – jej zwolenników, współpracowników, gapiów, handlarzy i tajniaków.
Ostatni raz Suu Kyi pozwolono wyjechać poza Rangun w 2003 r. Oklaskiwały ją tłumy ludzi, co wzbudziło niepokój reżimu. Podczas podróży przez północną część kraju konwój opozycjonistki zaatakowały uz- brojone prorządowe bojówki, zabijając wielu jej zwolenników. Suu Kyi uciekła, ale wkrótce została schwytana przez służby bezpieczeństwa i zamknięta w areszcie domowym.
Kierowana przez noblistkę Narodowa Liga na rzecz Demokracji (NLD) zapowiedziała pod koniec maja, że w lipcu jej liderka wyruszy w podróż po kraju. Reżim zareagował natychmiast, żądając od niej zaprzestania działalności politycznej. NLD została rozwiązana w ubiegłym roku, kiedy zbojkotowała wybory, doszedłszy do wniosku, że prawo wyborcze ma na celu wyeliminowanie Suu Kyi z rywalizacji. Tydzień po wyborach, uznanych przez obserwatorów za farsę, noblistkę zwolniono z aresztu domowego po siedmiu i pół roku odosobnienia.
Opozycja ostrzega obywateli, by nie dali się nabrać na „politykę otwarcia" reżimu. Przed trzema miesiącami zaprzysiężono w Birmie nowy cywilny rząd i do kraju zaczęło przybywać coraz więcej zagranicznych polityków.