Dzień wcześniej na wybrzeżu przy sławnym z ceremonii wręczania Pokojowej Nagrody Nobla ratuszu ciszę zakłócała seria próbnych salw przed jakąś uroczystością. W restauracji, gdzie jemy obiad, kiedy słychać wybuch, którego siła prawie otwiera na nas zastępujące ścianę szklane drzwi, pamiętając salwy sprzed doby, mrugamy do siebie z sąsiadem przy stoliku obok. – Jak na wojnie – wzdycha on. Chwilę później odbiera telefon i, zostawiając wszystko, wybiega na ulicę. Wraca za moment. – To był wybuch, i to silny, są ranni – tłumaczy.
Już wiadomo jednak, że tym razem to nie próbne salwy – niektórym przechodniom udało się uchwycić kamerami w komórkach ogromną chmurę powybuchowego pyłu unoszącą się nad centrum, a dokładnie – jak się okaże – nad siedzibą norweskiego premiera. Pokazują zdjęcia kolejnym. Budynek mieści się między równoległymi ulicami (Grubbegata i Akersgata), prostopadłymi do odpowiednika naszego Traktu Królewskiego – Karl Johans gate, którym zawsze spacerują tłumy. Parę minut przed 16 w wypełnionym po brzegi rozhisteryzowanym tłumem deptaku wciąż czuje się silny zapach substancji wybuchowych, krzyczący głośno po norwesku policjanci – na razie bez skutku – przepychają się między ludźmi i próbują odciąć dostęp do Akersgata.
Panuje zamęt. Jedni jak najszybciej uciekają i wydzwaniają do bliskich, żeby spytać, czy wszystko w porządku. Inni szukają sensacji. Ktoś zaczyna biec i krzyczeć, panika udziela się kolejnym osobom, policja próbuje uspokoić sytuację. Na razie bez skutku. Deptak pełen jest ludzi z aparatami i telefonami komórkowymi. Robią zdjęcia powybijanych szyb w budynkach. Z eleganckich sklepowych witryn na deptaku powypadały cale tafle szkła. Na rogu pobliskiej Keysers gate w restauracji na parterze jeszcze w godzinę po wybuchu wyje włączony alarm.
Policja powoli odcina drogę do miejsca wypadku, wyją karetki i wozy policyjne. – Powybijane są wszystkie szyby, nie chcę tu dłużej być, to na pewno nie jest bezpieczne, wyślę ci zdjęcie i jadę do domu – krzyczy do telefonu biegnąca ulicą kobieta. My cały czas nie wiemy, co dokładnie się stało. – To był zamach na siedzibę premiera – tłumaczy nam w końcu bardzo spokojnie policjant.
Próbujemy dojść do pobliskiego Dworca Głównego, ale policja odcina metodycznie kolejne ulice. Do 18 udaje jej się w końcu odciąć także cały odcinek głównego deptaka prowadzący z dworca do Teatru Narodowego.