Gubernator stanu Michigan ma problem. Na jego biurku leży w tej chwili przyjęta 24 godziny temu przez parlament stanowy ustawa, pozwalająca obywatelom Michigan na przynoszenie broni do szkół, kościołów, szpitali oraz na imprezy sportowe.
Jeśli gubernator ustawę podpisze, zostanie zaatakowany przez zaszokowanych tragedią w Newtown Amerykanów za nieczułość. Zwolennicy prawa do noszenia broni będą jednak przekonywać, że gdyby nauczycielki w Newtown miały broń, być może zastrzeliłyby zamachowca zanim zamordował takie wiele dzieci.
Jestem przekonany, że gubernator ustawę podpisze. Z prostego powodu - 89 proc. Amerykanów opowiada się za prawem do noszenia broni. Amerykański polityk, który opowiada się za likwidacją tego prawa, musiałby zmienić konstytucję. Nie ma dla takiego kroku poparcia, a taki polityk byłby skończony.
Wzywający Amerykanów o opamiętanie próbują ograniczać to prawo obcinając co bardziej kanciaste rogi - np. ograniczając możliwość zakupu broni automatycznej. W tym roku niezwykle silne lobby właścicieli broni raczej zdołało jednak te przepisy w kilku stanach poszerzyć - Michigan to jedynie przykład.
Prawo do posiadania broni jest niezwykle mocno zakorzeniony w amerykańskiej tożsamości. W stanach Południa i Środkowego Zachodu próba odebrania obywatelom broni zakończyłaby się - nie przesadzam - próbami secesji tych stanów.