Szef przejściowego rządu zaproponował wczoraj, aby odsunięte przed kilkoma dniami od władzy Bractwo Muzułmańskie objęło część stanowisk w gabinecie. Biblawi liczy, że stworzyć taki rząd, który będzie miał jak największe poparcie w społeczeństwie.
Islamiści uważają jednak, że nowe władze są nielegalne. - Nie będziemy współpradować z puczystami - powiedział Tarek Al-Morsi, rzecznik Bractwa Muzułmańskiego. Podkreślił, że jego ugrupowanie odrzuca wszystko to, co jest następstwem zamachu stanu.
Wczoraj po raz kolejny tysiące zwolenników islamistów manifestowały w dzielnicy Nasr City w Kairze. Tymczasem dowódca egipskiej armii generał Abdel Fatah al-Sisi ostrzegł, by nikt nie próbował zakłócać spokoju w kraju w czasie trudnego okresu przejściowego.
Demonstracje w Kairze są już znacznie słabsze niż przed kilkoma dniami, ale chaos polityczny pogłębia się. Narodowy Front Ocalenia, który współtworzył opozycję, jaka obaliła islamistów, nie zgodził się na zaproponowany przez nowego prezydenta terminarz wyborów. Szczegóły buntu nie są na razie znane. Według decyzji prezydenta, w lutym przyszłego roku Egipcjanie mieliby wybrać nowy parlament, a wkrótce potem nową głowę państwa.