, przedstawiany jako krwawy kagiebista, jest na wniosek Litwy ścigany listem gończym.
Program wywołał wielkie oburzenie na Litwie. Komisja Radia i Telewizji tydzień temu wydała sieciom kablowym zalecenie, by zawiesiły nadawanie rosyjskiego kanału na trzy miesiące. Jedna to uczyniła, inne - zgodnie z prawem - czekają na decyzję sądu.
Dziś podała się do dymisji szefowa firmy zajmującej się transmitowaniem PBK na Litwę. Jolanta Butkevičien? stwierdziła, że treść programu była niezgodna z jej przekonaniami i wartościami, które jako obywatelka Litwy wyznaje. Nazwała program antylitewską prowokacją.
Trwa nadal inna bitwa między Moskwą a Wilnem: o litewskie produkty mleczne, w których rosyjski sanepid doszukał się niedawno niedoskonałości i zakazał wwozu na terytorium Federacji Rosyjskiej. Na dodatek Rosjanie blokowali (wraz z zaprzyjaźnionymi Białorusinami) tiry na litewskiej granicy. Wygląda to wszystko jak presja Rosji na gospodarza unijnego szczytu Partnerstwa Wschodniego, który odbędzie się pod koniec listopada.
- Nie chcę stawiać znaku równości między tą tak zwaną wojną mleczną a telewizyjną. Ten program PBK o wydarzeniach z 1991 roku był przede wszystkim częścią wojny informacyjnej, którą Moskwa prowadzi z państwami bałtyckimi od lat. Tym razem uderzenie wpisało się w klimat przed szczytem Partnerstwa Wschodniego, co dało dodatkowy efekt - powiedział "Rz" doc. Andrzej Pukszto, politolog z kowieńskiego Uniwersytetu Witolda Wielkiego.
- Ten program oglądało mniej niż jeden procent Litwinów, gdyby sprawy nie nagłośnił oburzony dziennikarz, to nikt by się nie zorientował, że obrażano w nim Litwę. Ale ostatecznie okazał się kroplą, która przelała czarę litewskiej goryczy wobec Rosji - stwierdził Audrius Bačiulis, komentator wpływowego tygodnika "Veidas".