- Nie ma takiego przykładu w historii aby jakiś kraj czekał tak długo na członkostwo w organizacji międzynarodowej jak Turcja czeka na wejście do Unii Europejskiej - przypomniał wczoraj w "Hürriyet Daily News" minister Egemen Bagis, odpowiedzialny w rządzie premiera Erdogana za kontakty z Unią Europejską. Ankara ma już dość czekania i od dawna domaga się wznowienia negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską.
Nastąpi to w najbliższy wtorek kiedy rozpoczną się rozmowy na temat rozdziału dotyczącego polityki regionalnej. Miały się one rozpocząć wiosną tego roku lecz brutalna akcja policji przeciwko demonstrantom w Stambule i innych miastach sprawiła, że Bruksela wycofała się z tego terminu. Z drugiej strony Unia chwili jednak Turcję za reformy w systemie prawnym jak i za postęp w dążeniu do pokojowego uregulowania krwawego konfliktu z mniejszością kurdyjską. To otworzyło drogę do obecnych negocjacji.
Do omówienia jest 35 rozdziałów. UE nie jest gotowa do dyskusji ośmiu z nich, starając się skłonić Ankarę do zmiany polityki wobec Cypru, którego północna część znajduje się pod okupacją turecką. Kolejne rozdziały są blokowane przez Cypr, cztery przez Francję przypominającą Turcji o konieczności uznania swej odpowiedzialności za rzeź Ormian sprzed prawie stu lat. - Jesteśmy zdania, że uda się wkrótce zdjąć blokady z innych rozdziałów - ocenia minister Bagis.
Jeszcze kilka tygodni temu wypowiadał się niezwykle sceptycznie o szansach członkowskich swego kraju. Jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby wynegocjowanie dla Turcji podobnej pozycji jaką w relacjach z Brukselą ma Norwegia. Chodziłoby o dostęp do unijnego rynku w ramach w ramach Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Turcja złożyła pierwszy wniosek o przystąpienie do Wspólnot Europejskich w 1959 roku. Cztery lata później nastąpiło podpisanie umowy stowarzyszeniowej, co było obietnicą włączenia Turcji w proces integracji europejskiej. Jednak prawdziwe negocjacje akcesyjne rozpoczęły się dopiero w 2005 roku. Miało to miejsce w trzy lata po objęciu władzy przez AKP, ugrupowania Tayyioa Recepa Erdogana. On sam kilka miesięcy temu oświadczył w Berlinie, że albo Turcja zostanie do 2023 roku członkiem UE "albo Europa utraci Turcję". Zostało to potraktowane w Brukseli jak ultimatum.