W Kijowie udało się zatrzymać przelew krwi. Przy udziale europejskich negocjatorów osiągnięto porozumienie. Po krwawym kijowskim czwartku już samo posadzenie przedstawicieli władzy i przywódców demonstrantów z Majdanu przy stole obrad to sukces.
Jak relacjonował ich uczestnik, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, przygotowano kilkadziesiąt wersji porozumienia. A maraton negocjacji obfitował w dramatyczne momenty.
Ostatecznie udało się osiągnąć kompromis. Mundurowi mają wrócić do koszar, parlament przywrócił konstytucję z 2004 r. ograniczającą rolę prezydenta, będą wcześniejsze wybory, więzienie będzie mogła opuścić Julia Tymoszenko. To maksimum tego, co można było wynegocjować w ciągu jednej doby. Nie jest to jeszcze recepta na ostateczne zakończenie kryzysu, ale przynajmniej szansa na to, że lista 77 ludzi zabitych w czasie kijowskiej ulicznej bitwy nie będzie się wydłużać.
Demonstranci trwający na Majdanie przeżyli słodko-gorzki dzień. Pożegnali poległych towarzyszy walki i odetchnęli z ulgą na wieść o porozumieniu. Jednak Majdan daleki jest od euforii.
Ludzi rozczarowała przede wszystkim odległa data nowych wyborów prezydenckich, które miałyby się odbyć dopiero pod koniec tego roku, nawet mimo tego, że zmieniona przez Radę Najwyższą konstytucja mocno ogranicza zakres władzy głowy państwa. Tyle że dla demonstrantów Wiktor Janukowycz jest dyktatorem, który ma krew na rękach. Większość żąda jego ustąpienia już teraz. Przywódcy najradykalniejszego Prawego Sektora zapowiedzieli, że w razie odmowy mogą zaatakować siedzibę prezydenta, Pałac Mariański. Tyle że być może jego lokatora już w nim nie ma. Według niepotwierdzonych informacji Janukowycz wyleciał wieczorem do Charkowa.