Po raz pierwszy od początku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego Unia Europejska rozważa sankcje wymierzone w rosyjską gospodarkę. Dyskusja jest trudna, bo wiele krajów ma poważne interesy biznesowe ?z Rosją, a jednocześnie zbyt słabą motywację polityczną, żeby poświęcić miliardy euro. Ale postęp widać wyraźnie. Wczoraj po południu już tylko jeden kraj (Włochy) miał problemy z rozszerzeniem sankcji i dlatego dyskusja została przełożona na najbliższy wtorek, 29 lipca.
Wtedy prawdopodobnie, w gronie ambasadorów, zapadnie decyzja o sankcjach, która zostanie potem pisemnie potwierdzona na wyższym szczeblu. Jeśli natomiast ambasadorowie nie osiągną porozumienia, to zostanie zwołany szczyt przywódców, żeby premierzy i prezydenci mogli ostatecznie podjąć decyzję. Dyplomaci nie mają wątpliwości, że sankcje sektorowe zostaną wprowadzone. – Wiele krajów chciałoby to już mieć za sobą – powiedział „Rz" jeden z dyplomatów.
Dyskutowana od wczoraj lista obejmuje cztery pozycje: embargo na broń, na technologie podwójnego (cywilnego i wojskowego) zastosowania, na technologie energetyczne oraz na przepływy kapitałowe. Równolegle będą też podjęte decyzje o rozszerzeniu podstawy prawnej sankcji wizowych oraz zamrożeniu aktywów, które miałyby umożliwić wpisanie na listę oligarchów bliskich Putinowi.
Szczegóły przygotowała Komisja Europejska i przedstawiła wczoraj ambasadorom 28 państw łącznie z analizą potencjalnych szkód, które poniesie europejska gospodarka. Propozycja została tak skonstruowana, żeby ani gospodarka rosyjska, ani jej europejscy partnerzy nie znaleźli się nagle w sytuacji kryzysu.
A więc nie ma na razie mowy o embargu na dostawy gazu i ropy, które są źródłem największych dochodów dla Rosji, a dla wielu krajów UE głównym źródłem energii. Będzie natomiast embargo na zaawansowane technologie energetyczne, których Rosjanie potrzebują np. do wierceń w obszarze arktycznym.