„Już został uruchomiony mechanizm przedterminowych wyborów parlamentarnych" – poinformował na początku sierpnia prezydent Petro Poroszenko.
Politycy w Kijowie uważają, że prezydent ogłosi je w przemówieniu 24 sierpnia, w rocznicę przyjęcia ukraińskiej deklaracji niepodległości. Zgodnie z prawem trzeba je będzie przeprowadzić w ciągu dwóch następnych miesięcy, najprawdopodobniej w październiku.
Obecna Werhowna Rada pochodzi z wyborów w 2012 roku, gdy prezydentem był jeszcze Wiktor Janukowycz. Stąd w jej obecnym składzie dominuje Partia Regionów Janukowycza, chociaż sam były prezydent, jego rodzina i najbliżsi współpracownicy uciekli z kraju.
Mimo to były prezydent w telewizyjnym wywiadzie dziękował deputowanym za „zdolność do twórczej pracy". Zabrzmiało to jak kurtuazyjne pożegnanie, ale ma swoje uzasadnienie. Od ucieczki Janukowycza mniej więcej połowa deputowanych związanych z byłym prezydentem nie przychodzi na posiedzenia parlamentu. Nie może więc przeszkadzać nowym władzom w Kijowie. Dodatkowo wobec pozostałych liderów szczątkowej frakcji parlamentarnej Partii Regionów wszczęto kilka śledztw o nadużycia finansowe oraz wspieranie separatystów. Z tego pewnie powodu właśnie deputowani partii byłego prezydenta najbardziej sprzeciwiają się przedterminowym wyborom. Utrata immunitetów otwiera możliwość ich sądzenia.
Według badań socjologicznych w następnych wyborach członkowie Partii Regionów (przedstawiciele wschodniej Ukrainy) dostaną tylko jedną dziesiątą głosów zdobytych dwa lata temu (ok. 3,5 proc. w porównaniu z 30 proc. w 2012 r.). Podobnie stracą wszystkie inne partie prorosyjskie, na przykład komuniści (z 13 proc. do ok. 3,9 proc.) – zagrożeni jeszcze delegalizacją za „szkodzenie ukraińskiej państwowości".