Po mnożących się w Niemczech w ostatnich miesiącach atakach na schroniska dla azylantów i ksenofobicznych demonstracjach prezydent Niemiec Joachim Gauck znów uznał za stosowne włączyć się do debaty na temat integracji cudzoziemców. Zapelował do Niemców i do żyjących w RFN cudzoziemców, żeby, zachowując pozory harmonii, nie pomniejszali znaczenia trudności, jakie mają w relacjach ze sobą na co dzień, lecz by mówili o tym otwarcie.
Inaugurując w Berlinie konferencję "Wspólne życie w Niemczech", prezydent mówił o "obrzydliwych atakach" na schroniska i noclegownie, gdzie ulokowano napływających do Niemiec uchodźców.
Jak zaznaczył, "w oświeconych kręgach niemieckiego społeczeństwa można odnieść wrażenie, że konsensus i harmonia w odniesieniu do kwestii integracji są najważniejszym i jedynym celem".
"Ale nasza nowa wspólnota społeczna musi otwarcie mówić o zgrzytach, wyzwaniach i problemach, musi dowieść umiejętności rozróżniania". Prezydent Gauck przyznał, że nie jest to łatwe. Bo jeżeli kładzie się większy nacisk na różnice, to powiększa się dystans, trudno jest znaleźć wspólne płaszczyzny. "Jeżeli jednak w publicznej dyskusji bagatelizuje lub przemilcza się różnice i dysonanse, prowokuje to reakcję i niechęć". - Wtedy ze społeczności wykluczamy ludzi, którzy przeżywają to przecież na codzień - stwierdził.
Za mało rozmawiamy ze sobą
"Często panuje milczenie; za mało rozmawiamy ze sobą", krytykował Joachim Gauck, zaznaczając, że nie tylko Niemcy nie rozmawiają z migrantami, ale także i sami migranci mają między sobą mało kontaktów. "Niektórzy, w zależności od kraju pochodzenia, wolą przebywać we własnym gronie. Ale nowa społeczność nie może się rozwinąć, jeżeli będziemy żyć obok siebie w milczeniu - niezależnie od tego, czy jest to zamierzone czy też nieświadome, czy powodem tego jest ignorancja, niepewność czy niemożność poradzenia sobie w danej sytuacji".