W środę tysiące osób zgromadziły się w centrum mołdawskiej stolicy protestując przeciwko decyzji parlamentu, który tego dnia wybrał na stanowisko premiera Pavla Filipa. Opozycja twierdzi, że jest on powiązany z lokalnym wpływowym oligarchą Władimirem Płachotniukiem, oskarżanym o korupcję na dużą skalę. Za kandydaturą Filipa głosowało 57 z 101 deputowanych mołdawskiego parlamentu, ale w momencie głosowania na sali obecnych było jedynie 68 parlamentarzystów, a jego kandydatura została przegłosowana bez wcześniejszej dyskusji dotyczącej jego programu. Wszystko dlatego, że mównicę zablokowała opozycyjna Partia Socjalistów i Filip musiał przemawiać z sali.
Gdy informacja o wybraniu nowego premiera została podana w mediach, zarówno prorosyjskie tak i proeuropejskie ugrupowania zaczęli nawoływać do protestów. Opozycja domaga się odwołania premiera i przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych. W ciągu zaledwie kilku godzin na ulice Kiszyniowa wyszło tysiące osób, które po starciach z policją wdarły się do budynku mołdawskiego parlamentu. Mołdawskie media podają, że kilka osób zostało rannych, w tym również policjanci. Wszyscy deputowani wraz z nowowybranym premierem zostali już przed tym ewakuowani z budynku.
Unia Europejska wezwała wszystkie strony konfliktu do dialogu. O spokój w Mołdawii apelują także Stany Zjednoczone. Tymczasem rumuńskie MSZ oświadczyło, że uznaje proces wybrania nowego mołdawskiego premiera za legalny i zaznacza, że „władze Rumunii obserwują sytuację w Kiszyniowie".
Mieszkańcy nieco ponad 3,5-milionowej Mołdawii pozostają bez rządu od października ubiegłego roku, gdy w wyniku wotum nieufności upadł gabinet Valeriu Streleta. M.in. został on oskarżony o korupcje. Tymczasem protesty przeciw władzom w Mołdawii trwały już od kwietnia. Powodem jest sprawa wyprowadzenia z krajowego systemu bankowego kwoty ok. 1,5 mld dolarów, która dotychczas nie została wyjaśniona.
Policja Kiszyniowa uspokaja, że sytuacja jest pod kontrolą. Jednak z prowadzonej jednocześnie przez kilka telewizji relacji wynika, że protestujący się nie rozchodzą.