Ta, według Pjongjangu, jest nieunikniona. Trudno powiedzieć, czy wisi w powietrzu w Seulu, ponieważ tam konsekwentnie panuje atmosfera zadowolenia z życia. Ludzie protestują jak na razie jedynie przeciwko zbrodni popełnionej w okolicy stacji Gangnam, najsłynniejszej obecnie dzielnicy miasta.
Według reżimu trzeba wrócić do wzajemnych rozmow, ponieważ w przeciwnym razie półwysep opanuje wojenna pożoga. Pjongjang może zacząć już pod koniec tego lub następnego miesiąca. Agencja informacyjna Yonhap twierdzi, że przedstawiciele obu stron powinny pozostawić kwestię porozumienia wojskowym. Północ chce, by Południe zrezygnowało z wysyłania ulotek przy pomocy balonów oraz by zaprzestano propagandowego nadawania komunikatów, muzyki i radiowych audycji przy pomoc ogromnych głośników ustawionych na granicy między Koreami. Do dialogu zachęca północne ministerstwo armii.
Południowokoreańskie ministerstwo zjednoczenia obstaje przy budowania wzajemnego zaufania zdając sobie sprawę, że nieufność Pjongjangu może przynieść chaos. Wstępnym warunkiem jest jednak rezygnacja przez Kim Dzong Una ze strategii byungjin, czyli rozwoju państwa opartego na programie atomowym. Bez tego robienie kolejnych kroków nie ma sensu, ponieważ według komunikatu ministerstwa Północ mówiąca o swojej rzekomo "otwartej głowie" pozostaje jedynie na poziomie propagandy.
Seul odmawia, Pjongjang naciska. Obie strony przerzucają się argumentami, ktore zamieniają się w coraz większą wojnę nerwów. Na ulicy stolicy Południa wciąż ten nastrój nie jest odczuwalny, jednak nagłówki gazet wystawianych w gablotach na użytek mieszkańców, przypominają, że półwysep pozostaje regionem naznaczonym trudną historią.