Relacja z Brukseli
Brexit stał się okazją do ataków na unijne instytucje. Skoro większość społeczeństwa w wielkim państwie UE nie widzi korzyści z członkostwa w Unii, to być może winne są nie tylko krajowe elity polityczne i media, ale także Bruksela. Pojawiające się od kilku tygodni pogłoski o tym, że zagrożona jest pozycja Jean-Claude'a Junckera, szefa Komisji Europejskiej, to pokłosie tej krytyki. Żaden szef rządu nie zaatakuje go oficjalnie, jednak wypowiedzi anonimowych polityków czy dyplomatów osłabiają silny do tej pory mandat Luksemburczyka.
Krytyka wobec Junckera jest mieszaniną argumentów merytorycznych i emocji. Zarzuca mu się, że jest częścią brukselskiej bańki, czyli grupy oderwanych od życia polityków, dyplomatów i urzędników, którzy nie mają styczności z krajowymi wyborcami, nie rozumieją ich problemów i na wszystko mają tylko jedną odpowiedź: więcej Europy.
To tylko częściowo prawda. Faktycznie, Juncker od lat należy do unijnych elit i choć wcześniej stał na czele rządu Luksemburga, to nigdy nie musiał się mierzyć z eurosceptycznym elektoratem. Bo w jego kraju takiego po prostu nie ma – dobrobyt maleńkiego Luksemburga jest skutkiem integracji europejskiej.
Juncker zawsze był przekonanym Europejczykiem, jednym z autorów projektu wspólnej waluty. Nieprawdą jest jednak, że na wszystko ma odpowiedź: więcej Europy. Wręcz przeciwnie, Komisja Europejska pod jego przewodnictwem postanowiła znacząco ograniczyć unijną legislację. Zdecydowała się też, pod wpływem nastrojów eurosceptycznych, wstrzymać z sankcjami wobec krajów łamiących dyscyplinę budżetową.