Wielokilometrowe kolumny ciężarówek wojskowych w niedzielę przekraczały granicę rosyjsko-białoruską. Z kolei mieszkańcy Rzeczycy wrzucali do sieci nagrania rozładowywanych w niedzielę na miejscowej stacji kolejowej rosyjskich ciężarówek, czołgów i transporterów opancerzonych. To zaledwie 50 kilometrów od granicy z Ukrainą i niespełna 300 kilometrów od Kijowa. W sobotę rosyjski resort obrony informował o przerzucaniu na Białoruś sił piechoty morskiej oraz dwunastu myśliwców bojowych Su-35.
– Chciałbym wystąpić jako przewodniczący najwyższej rady Państwa Związkowego Białorusi i Rosji. Nie chcemy wojny. Bo to straszne i dotknie nie tylko wojskowych, ale nas wszystkich – mówił w piątek białoruski dyktator, stojąc przy granicy z Ukrainą i zwracając się do Zachodu. – Ale jeżeli będą nami szarpać, rozstawiać przeciwko nam wojska, zastraszać, doprowadzać do granic przetrwania, uderzając rozmaitymi sankcjami, czy grozić, to walniemy tak, że ruski miesiąc popamiętają. Nie trzeba z nami zadzierać, nas się nie da pokonać – groził. Białoruskie rządowe media idą jeszcze dalej. – Kamieni nie pozostawimy w waszej parszywej Europie – grzmiał czołowy propagandysta Łukaszenki Grigorij Azaronak, który ma zakaz wjazdu na teren UE, Wielkiej Brytanii i USA.
Czytaj więcej
Napięciom wokół Ukrainy towarzyszą rozpoczynające się na morzach i oceanach manewry rosyjskiej floty oraz NATO.
– Wygląda na to, że Aleksander Łukaszenko wybiega nawet przed szereg i używa ostrzejszych sformułowań, niż to robi Moskwa. Ciągle sięga po słowo „wojna”. Jeżeli rzeczywiście się rozpocznie, Białoruś bez wątpienia zostanie wciągnięta w ten konflikt, z terytorium naszego kraju polecą rosyjskie samoloty i rakiety – mówi „Rzeczpospolitej” Waler Karbalewicz, czołowy białoruski politolog.
Lokalni eksperci mówią o trwającym od kilku dni bezprecedensowym przerzuceniu sił na Białoruś. Już nie tylko z zachodniego okręgu wojskowego, jak to było dotychczas, ale też ze wschodniej części kraju. W najbliższym czasie Łukaszenko się spodziewa przybycia dwóch dywizjonów najnowszych rosyjskich systemów rakietowych S-400. A to oznacza, że Rosjanie będą kontrolowali przestrzeń powietrzną na odległości 600 km. Podobnych systemów od lat używają w Syrii, tworząc parasol ochronny dla dyktatora Baszara Asada. Dotrzeć tam ma (albo już dotarł) system rakietowy Pancyr S, który może zostać wyposażony nawet w pociski hipersoniczne.
Zarówno w Mińsku, jak i Moskwie oficjalnie się mówi, że wszystko się odbywa w ramach wspólnych ćwiczeń „Sojusznicze zdecydowanie 2022”, które mają się rozpocząć 10 lutego. Ani białoruskie, ani rosyjskie władze nie podają dokładnej liczby zaangażowanych sił. Wiadomo jedynie, że oprócz poligonów w zachodniej części kraju, Rosja rozmieszcza spore siły przy granicy białorusko-ukraińskiej. Kilka dni temu amerykański Departament Stanu ostrzegał Łukaszenkę, że podejmowane przez niego i jego ludzi decyzje mogą odbić się na suwerenności Białorusi.
Czytaj więcej
Wycofanie wojsk alianckich z krajów, które przystąpiły do NATO po 1997 r., to jedno z dwóch najważniejszych żądań, jakie stawia Zachodowi Moskwa. Od początku kryzysu dzieje się jednak coś odwrotnego: kolejne kraje sojuszu zwiększają obecność w państwach paktu, najbardziej narażonych przez Rosję.
– Wojna tak mocno zmieniłaby geopolityczną sytuację w naszym regionie, że tu nie chodziłoby już o suwerenność. Nie wiemy nawet, czy przeżylibyśmy to – mówi Karbalewicz.