We wtorek w Kijowie znaleziono powieszonego szefa Białoruskiego Domu na Ukrainie Witala Szyszoua. Jak pan odbiera wieści znad Dniepru?
Po takich wiadomościach jeszcze bardziej odczuwam zagrożenie. Zaostrza się paranoja, wychodzę na ulicę i oglądam się wokół siebie. Przez cały ostatni rok muszę bardzo uważać i przyglądać się ludziom. Śledzono nas, dostawaliśmy groźby. Niby jesteśmy w Polsce, w Unii Europejskiej i na terenie NATO, ale to nie gwarantuje bezpieczeństwa przed reżimem Łukaszenki. Nie mam wątpliwości, że Szyszou został zamordowany i że stoją za tym władze w Mińsku. Najprościej jest człowieka zabić i powiesić. Przypomnijmy, co się stało z Alehem Biebieninym w 2010 roku (założyciel opozycyjnego portalu Charter97.org, znaleziony powieszony we własnym domu kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi na Białorusi – red).
Po co to reżimowi?
Przedstawiciele służb Łukaszenki przecież wprost mówili, że będą tropić przeciwników nawet za granicą. Przekaz jest bardzo prosty: dorwiemy wszystkich i nieważne, czy jesteście w Kijowie, Wilnie czy Warszawie. My organizujemy pomoc dla represjonowanych, wspieramy finansowo rodaków, spotykamy się z politykami, przeprowadzamy akcje solidarnościowe. A tu nagle nadchodzi taka wiadomość. I to nie koniec. Musimy uważać. Myślę, że reżim szykuje się do kolejnych działań, a nawet zbrodni.
Wcześniej zgłaszaliście groźby na policji. Białoruski Dom w Warszawie jest chroniony?