O liście, którą zaprezentowała warszawska fundacja Wolność i Demokracja, “Rz” pisała w piątek. Są na niej nazwiska 472 osób, m.in. rektorów i dyrektorów szkół, polityków, sędziów, milicjantów.
– Nad podobną listą pracujemy i na Białorusi. Trzeba, by ci, którzy są u władzy, wiedzieli, że naruszają prawo i że kiedyś czeka ich za to sąd – powiedział “Rz” Milinkiewicz. Twierdzi, że lista tworzona jest bardzo ostrożnie. – Lepiej skreślić dziesięć osób, co do których nie ma pewności, niż zaszkodzić jednej – zapewnia. O ilu ludziach można mówić? – O tysiącach. Chodzi nie tylko o szefów różnych instytucji, ale i tych, którzy funkcjonują na dole, np. o kaprala milicji, który bił i poniżał przesłuchiwanych – przekonuje. Niezależny politolog Uładzimir Podgoł uważa, że to bardzo dobre przedsięwzięcie. – Fakt znalezienia się na takiej liście może spowodować moralny ostracyzm – mówi “Rz”. Dodaje, że za ujawnieniem nazwisk osób łamiących prawa człowieka powinien pójść zakaz wjazdu do Polski i innych krajów UE. – Nawet gdyby nigdy do Polski nie jeździli i nigdy się za granicę nie wybierali, bardzo wpłynęłoby to na ich psychikę – sądzi.
W piątek pogorszyły się stosunki białorusko-amerykańskie. W odpowiedzi na nowe amerykańskie sankcje wobec państwowej firmy Biełnieftiechim Mińsk odwołał ambasadora w Waszyngtonie. Sankcjom przeciwna jest pozarządowa grupa ds. Białorusi pod przewodnictwem Aleksandra Kwaśniewskiego. Od piątku do niedzieli kilkunastu jej członków, m.in. byli szefowie MSZ Litwy Antanas Valionis, Węgier Janos Martonyi, Ukrainy Borys Tarasiuk i ostatni szef dyplomacji NRD Markus Meckel, obraduje w siedzibie fundacji byłego prezydenta Amicusa Europae.