Architekt rosyjskiej liberalizacji, wielki człowiek, symbol Rosji – tak mówią o nim dawni współpracownicy i rosyjscy demokraci. – Bezlitosny teoretyk, który kalkując amerykańskie podręczniki, zgubił miliony ludzi – oceniają jego krytycy i wielu Rosjan, którym epoka Gajdara kojarzy się z galopującą inflacją, utratą oszczędności i brutalnym zderzeniem z transformacją. Jako ten, który w burzliwym okresie rozpadu ZSRR przestawiał sowiecką gospodarkę na kapitalistyczne tory, musiał być bezwzględny, nie mógł liczyć na popularność. Nigdy jednak nie bał się odpowiedzialności.

Od kilku lat miał problemy ze zdrowiem, jednak jego śmierć była zaskoczeniem. – Jeszcze we wtorek normalnie pracował, nic nie wskazywało, że coś jest z nim nie tak – mówiła wczoraj „Rz” jego sekretarka Swietłana. Zmarł nagle około 4 nad ranem czasu moskiewskiego w swoim domu pod Moskwą. Prawdopodobnie przyczyną śmierci był zator. Miał 53 lata.

Na początku lat 90., za prezydentury Borysa Jelcyna, był w rządzie jednym z głównych ideologów i realizatorów programu transformacji, która w Rosji miała bardzo bolesny przebieg. Ceną za przejście do systemu rynkowego była trzycyfrowa inflacja i spadek poziomu życia wielu Rosjan. Miliony ludzi straciły oszczędności, a przeprowadzana wspólnie z Anatolijem Czubajsem prywatyzacja, która szybko zyskała miano bandyckiej, przysporzyła obu politykom wielu wrogów. Tym bardziej że właśnie na niej wyrosły fortuny oligarchów. – Gajdar oddał życie za to, by Rosja uniknęła wojny domowej – mówił o nim wczoraj Boris Niemcow, niegdyś jelcynowski wicepremier, dziś opozycjonista. – Wybrał drogę drastycznych reform, czym uratował wiele istnień ludzkich – bronił Gajdara.

Z rządu odszedł w 1992 roku i chociaż jeszcze na początku XXI wieku był deputowanym, tak naprawdę pozostawał w politycznym cieniu. Zajął się karierą naukową i zamknął w swoim gabinecie, ukrytym w labiryncie korytarzy w Instytucie Gospodarki Okresu Transformacji. Stamtąd od czasu do czasu doradzał rządowi i z rzadka udzielał wywiadów prasie. – Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Rosja będzie kiedyś demokratyczna – powiedział mi, gdy równo rok temu przeprowadzałam z nim wywiad. – Może za dziesięć, może za 20 lat, najważniejsze, żeby nie było rewolucji. Właśnie dlatego, jak twierdził, nie chciał stanąć w jednym szeregu z radykalnymi opozycjonistami jak Garri Kasparow czy Borys Niemcow. Opuścił Sojusz Sił Prawicowych, gdy ten przekształcił się w otwarcie „prokremlowską opozycję”, wchodząc w skład koalicji Słuszna Sprawa. Nie chciał otwarcie krytykować Władimira Putina ani Kremla, ani tego, że partia przeszła pod ich patronat. – To po prostu nie dla mnie – powiedział dyplomatycznie.

Przez cały wczorajszy dzień płynęły pod jego adresem słowa uznania z różnych stron rosyjskiej sceny politycznej. „Odważnym, uczciwym i zdecydowanym człowiekiem” nazwał Gajdara prezydent Dmitrij Miedwiediew w depeszy kondolencyjnej do jego krewnych. „Podejmował kluczowe decyzje, które określiły przyszłość całego kraju. Godnie wypełnił to bardzo trudne zadanie – pisał premier Władimir Putin. – Wziął na siebie odpowiedzialność za przyszłość kraju, kiedy nikt nie wiedział, co i jak robić”.