Ławra Poczajowska stała się centrum antyukraińskiej propagandy – stwierdził przewodniczący tarnopolskiej rady obwodowej Ołeksij Kajda. Wraz z innymi deputowanymi zwrócił się z prośbą do rządu Julii Tymoszenko, by ta słynna, znajdująca się na zachodzie Ukrainy świątynia została z powrotem przekazana w ręce państwa jako cenny zabytek. – Tamtejsi mnisi są agresywni, podjudzają wiernych do nienawiści. To stamtąd pochodzi najwięcej antyukraińskiej literatury, rozpowszechnianej na zachodzie naszego kraju – uważa Kajda.
Po rozpadzie ZSRR klasztor przeszedł na własność państwa ukraińskiego. W 2003 roku rząd Wiktora Janukowycza, który 25 lutego ma być zaprzysiężony na prezydenta Ukrainy, przekazał jednak ziemię i budynki ławry Cerkwi Ukraińskiej Patriarchatu Moskiewskiego, a więc Kościołowi uważanemu za ośrodek wpływów Rosji na Ukrainie.
– Sprawę tę bada specjalna komisja. Chciałbym zapytać, jak można było przekazać im tak cenny zabytek? – mówił „Rz” tarnopolski radny Ihor Kulczycki. Komisja bada również, czy mnisi w klasztorze nie sprzedają nielegalnie wina.
– Ustaliliśmy również, że na terenie ławry, pod przykrywką noclegów dla pielgrzymów, mogą być świadczone usługi turystyczne. Bez odprowadzania podatków – podkreślił Ołeksij Kajda. – Odebranie ławry Moskwie to pierwszy krok. Następny będzie dotyczył przekazania klasztoru pod jurysdykcję innej Cerkwi. Obojętnie jakiej: prawosławnej Patriarchatu Kijowskiego, prawosławnej autokefalicznej czy grekokatolickiej. Najważniejsze, by była ona ukraińska! – uzasadniał Kajda.
O antyukraińskiej postawie zakonników z klasztoru w Poczajowie mówią także prawosławni z okolicznych miejscowości. – Bardzo lubiłam tam jeździć, ale ostatnio zaczęły się tam dziać dziwne rzeczy. Mnisi pytają prawie każdego: z jakiej jesteś Cerkwi? Jeśli mówisz po ukraińsku, nie chcą cię wyspowiadać, nie sprzedadzą świecy, a nawet mogą wyprosić za drzwi – mówi „Rz” 50-letnia Maria Bondarczuk z Krzemieńca.