Viktor Orban idzie po władzę

Partia Fidesz to pewny zwycięzca niedzielnych wyborów. Po ośmiu latach rządów węgierskim socjalistom grozi klęska.

Publikacja: 10.04.2010 03:36

Węgrzy tak chętnie słuchają Fideszu (na zdjęciu wiec 8 kwietnia), że nie oczekują od niego specjalny

Węgrzy tak chętnie słuchają Fideszu (na zdjęciu wiec 8 kwietnia), że nie oczekują od niego specjalnych obietnic (fot: FBALINT PORNECZI)

Foto: AFP

Viktor! Viktor! – skanduje kilkaset osób w hali sportowej Syma Csarnok w centrum Budapesztu. Wymachują pomarańczowymi tablicami z napisem „Tylko Fidesz“. Wstają z miejsc, biją brawa, gwiżdżą. Orkiestra gra ludową muzykę z Transylwanii. Na wielkim telebimie przesuwają się zdjęcia przyszłego premiera Węgier. Viktor Orban z żoną. W fartuchu kuchennym z dziećmi. W europarlamencie z Barroso. Na boisku z piłką. Na wielotysięcznych wiecach. – Trzeba żyć, trzeba iść do przodu – śpiewa podczas wiecu popularna węgierska piosenkarka Ildiko Keresztes. To hasła, które przyciągają tłumy. – W poniedziałek obudzimy się w innym kraju – zapewnia ich lider Fideszu.

[srodtytul]Grzech socjalistów[/srodtytul]

Marta Sarkany, właścicielka firmy IT, mówi, że kocha Fidesz od chwili, gdy powstał 22 lata temu. – Popiera prywatną przedsiębiorczość. A to dla mnie ważne, bo za socjalistów było nam bardzo ciężko. Z powodu korupcji moja firma przegrywała walkę o kontrakty. Był zastój, nie mieliśmy co robić – mówi. Zatrudnia 20 osób na Węgrzech, 10 na Ukrainie i 5 w Rumunii. – Nikogo nie zwolniłam, ale musiałam obniżyć pensje. Teraz wierzę, że wszystko się zmieni i Fidesz oczyści ten kraj z korupcji. I będzie dbał o naszych rodaków za granicą – mówi Sarkany.

O korupcji mówi się w Budapeszcie wszędzie. To największy grzech socjalistów. – Chcieli zachować władzę dla siebie i skorzystać z niej, ile się da, wsadzając państwowe pieniądze do prywatnych kieszeni. Działali przeciwko krajowi, a nie z myślą o nim – przypomina Anna Gulyas, emerytowana dziennikarka. Sprawa wyszła na jaw cztery lata temu, gdy do mediów dotarła wiadomość, iż ówczesny premier Ferenc Gyurcsany kłamał na temat sytuacji gospodarczej kraju, która tak naprawdę była katastrofalna. Od tamtej pory notowania lewicy leciały na łeb na szyję.

– Wszędzie były tłumy. Szły całą ulicą. Tu i tu – opowiada Eriko, kobieta w średnim wieku. Kupuje właśnie duży czerwony kryształ w sklepie niedaleko hotelu Astoria, gdzie dwa lata temu odbywały się wielkie demonstracje Fideszu. W niedzielę ona też będzie głosować na Orbana. – Wszyscy moi znajomi głosują na Fidesz, bo mają dość socjalistów. Tylko mój były mąż na Jobbik! – śmieje się i łapie za głowę.

[srodtytul]Turul na znaczku[/srodtytul]

Skrajnie prawicowy Jobbik, czyli Ruch na rzecz Lepszych Węgier, idzie jak burza. Mimo opinii partii antysemickiej, antycygańskiej i antykomunistycznej, która chciałaby przywrócić granice Węgier sprzed traktatu w Trianon z 1920 roku, wprowadził troje swoich posłów do Parlamentu Europejskiego. A teraz na pewno – pierwszy raz w historii – dostanie się do parlamentu węgierskiego. – Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie przecież głosował na socjalistów. To oczywiste, że będziemy drugą siłą w parlamencie – mówi bez ogródek szef kampanii wyborczej Jobbiku Zsolt Varkonyi. – Cyganie? Tam, gdzie mieszkają, częste są kradzieże produktów rolnych. Właściciel jednej posiadłości otoczył swój ogródek drutem pod napięciem. Ale trzech Cyganów i tak weszło. Zginęli. Właściciel do dziś siedzi w więzieniu. Nie miał prawa chronić swojej ziemi? – pyta. Romowie stanowią 5 – 7 procent 10 milionów mieszkańców kraju.

Rozmawiamy pod pomnikiem Petőfiego, przywódcy powstania węgierskiego w 1848 roku. Wokół stragany z gadżetami nacjonalistów – bransolety, naszyjniki, znaczki z turulem, mitycznym ptakiem węgierskim przypominającym sokoła. Powiewają biało-czerwone flagi Arpadów, pierwszej węgierskiej dynastii.

[srodtytul]Elita gwardii[/srodtytul]

Vladimir Toth, były oficer armii węgierskiej (z której musiał odejść, bo nie poparł wejścia Węgier do NATO), we flagę Arpadów ubrał swoją białą suczkę Jenny. Nieogolony siedzi pod pomnikiem. – Wierzę, że Jobbik zmieni konstytucję. Węgry są jedynym krajem, gdzie do dziś obowiązuje konstytucja w całości wzięta z sowieckiej. I że w każdym miasteczku przywróci żandarmerię, którą zlikwidowali komuniści – mówi.

Żandarmeria Jobbiku właściwie już istnieje, choć oficjalnie zakazały jej władze. To trzon Magyar Garda – gwardii, o której powszechnie się mówi, że jest bojówką nacjonalistów. Liczy około 5 tys. członków, z czego około 200 to elita organizacji (są nawet dzieci, zwane lwiątkami). – Profesjonalnie wyszkolona przez byłych żołnierzy i policjantów – tłumaczy Lukacs Miklos, który sam chciał dostać się do gwardii, ale jego wniosek został odrzucony. Do dziś nie rozumie dlaczego, ale jednego jest pewien: – Nie jesteśmy rasistami. Gwardia nikogo nie zabiła. Wręcz przeciwnie, uratowała pewną rodzinę przed atakiem Cyganów. Jobbik chce tylko, by Cyganie nie żyli na koszt państwa i aby płacili podatki jak normalni ludzie. Gwardia chroni przed ich atakami, gdy policja nie reaguje – twierdzi.

Na ostatni wiec Jobbiku w Budapeszcie przybyli gwardziści z całego kraju. Wczoraj wyruszyli w wielką 400-kilometrową paradę motorową po Węgrzech.

Laszlo Molnar specjalnie na ten dzień przyjechał spod Peczu. Biała koszula, czarna kamizelka wyszyta emblematami Jobbiku. Na plecach lew przypominający kształtem granice Węgier sprzed Trianon. Z dumą pokazuje swoją legitymację. – Wstąpiłem do gwardii trzy lata temu, gdyż kocham mój kraj i mam zobowiązania rodzinne. Mój dziadek był maltretowany przez komunistów. Bili go, zabrali mu ziemię – wspomina.

Lider partii Gabor Vona zapowiedział, że nie zlikwiduje gwardii i pierwszego dnia przyjdzie do parlamentu w stroju gwardzisty. Ustępujący minister sprawiedliwości w piątek zgłosił sprawę do prokuratury.

[i]Katarzyna Zuchowicz z Budapesztu[/i]

[ramka][b]Niższe podatki, milion miejsc pracy[/b]

W dwóch rundach – 11 i 25 kwietnia – Węgrzy wybierają nowy parlament. Wszystkie sondaże wskazują, że miażdżące zwycięstwo odniesie prawicowy Fidesz Viktora Orbana, który rządził już w latach 1998 – 2002.

Według ostatnich sondaży Fidesz uzyska ponad 40 proc. głosów, socjaliści – ok. 13 proc., a Jobbik – ok. 12 proc. Szanse mają też konserwatywne Forum Demokratyczne (MDF) oraz najmłodsza partia Politycy Mogą Być Różni (LMP), która zapowiada „zieloną rewolucję”. Niektóre sondaże przewidują, że Fidesz może zdobyć nawet 275 miejsc w 386-osobowym parlamencie. Do dwóch trzecich wymaganych do zdobycia absolutnej większości potrzeba 258 mandatów.

Czy partii uda się samodzielnie zrealizować swoje plany? Fidesz chce m.in. stworzyć milion miejsc pracy w ciągu dziesięciu lat, zablokować wykup ziemi przez cudzoziemców, obniżyć podatki. Wyklucza współpracę z Jobbikiem, choć jeszcze niedawno obie partie współpraco- wały na szczeblu lokalnym.

Dla Węgrów ważne są przede wszystkim zmiany gospodarcze. Kraj znajduje się w naj- większym kryzysie od 20 lat. Bezrobocie osiągnęło najwyższy od 16 lat poziom (11,4 proc.). Węgrzy pamiętają, że dziesięć lat temu znajdowali się w regionalnej czołówce. Dziś są na końcu. Zwolennicy socjalistów twierdzą, że w czasie swoich poprzednich rządów partia Orbana m.in. wstrzymała budowę metra i autostrad. Z kolei Narodowa Komisja Wyborcza oskarżyła Fidesz o naruszenie praw obowiązujących podczas kampanii wyborczej ze względu na nagranie, które pojawiło się na YouTube. Wynika zeń, że partia wykorzystywała dane personalne swoich wyborców.

—k.z.[/ramka]

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1165
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1164
Świat
Swiatłana Cichanouska: Jesteśmy otwarci na dialog z reżimem Łukaszenki
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1162
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1161
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne