– Jesteśmy w stanie wojny z armią francuską oraz z innymi wojskami interweniującymi w naszym kraju – oświadczył w piątek Związek Sił Demokratycznych i Postępowych. To jedno z dwóch największych ugrupowań zbrojnych, które przy granicy z sudańskim Darfurem toczą zacięte walki z siłami rządowymi. W piątek władze Czadu poinformowały, że w walkach zginęło kilkuset rebeliantów. Ci zapewniają, że to nieprawda. – Straciliśmy kilkunastu ludzi, a zabiliśmy 100 żołnierzy przeciwnika – mówią.
Krwawy konflikt rozgrywa się w rejonie, gdzie znajdują się obozy dla kilkuset tysięcy uchodźców z Sudanu. Arabskie bojówki prześladują czarnoskórą ludność w tamtejszej prowincji Darfur. Szacuje się, że w walkach mogło zginąć nawet 200 tysięcy osób. Wkrótce mają tam przybyć wojska ONZ. Misje Narodów Zjednoczonych i Unii Europejskiej mają być skoordynowane.
– Mamy stworzyć strefy buforowe wokół obozów dla uchodźców w Czadzie i dbać, by cywile otrzymywali pomoc humanitarną. Do tej pory nie nastawialiśmy się na większe zagrożenie militarne – mówi „Rz” major Marcin Więcek, rzecznik Żandarmerii Wojskowej. Polskie dowództwo podkreśla jednak, że wojsko jest w każdej chwili gotowe do walki.
– Użycie siły jest zawsze dopuszczalne w obronie własnej i oczywiście w ochronie cywilów. Gdybyśmy tego nie robili, podważylibyśmy sens naszej misji – podkreśla podpułkownik Marek Gryga, który dowodził polskimi misjami w Liberii i Kongu.
Polska zamierza wysłać do Czadu 350 żołnierzy, w tym prawie 150 żandarmów. Główny trzon czterotysięcznego kontyngentu Unii Europejskiej będą stanowili Francuzi, którzy pokierują operacją. Prezydent Francji zapewniał w piątek, że mimo wypowiedzenia wojny przez rebeliantów misja dojdzie do skutku. – Gdyby nie było tam problemów, to nie decydowalibyśmy się na wysyłanie wojsk – mówił Nicolas Sarkozy.