Dobrze wiedział jako człowiek od lat odpowiedzialny za organizację prawyborów swej partii w tym hrabstwie, że stało się coś niezwykłego. - Przyszło dwa razy więcej ludzi niż w najlepszym roku, jaki pamiętam. Przestraszyłem się, że nie poradzimy sobie z tak wielkim tłumem - dodaje.
"Wielki tłum" oznacza w Atlantic kilkaset osób, bo tyle pojawiło się tego wieczora w ośrodku. Według ostatniego spisu ludności miasteczko ma 7 tysięcy mieszkańców. Osadnicy, którzy je zakładali w połowie XIX wieku byli ponoć przekonani, że są w połowie drogi między Atlantykiem i Pacyfikiem. Postanowili z tej okazji nadać miejscowości nazwę któregoś z oceanów, ale nie mogli zdecydować, który wolą. Według lokalnych podań o wszystkim zadecydował rzut monetą. Wypadło na Atlantic. Ale na próżno wypatrywać tu fal i nasłuchiwać krzyków mew. Gdzie nie spojrzeć i gdzie nie pojechać - płasko, monotonnie i cicho. Z perspektywy Atlantic odległa o sto kilometrów senna stolica stanu Des Moines wydaje się ruchliwą metropolią.
A mimo to, jak mówi Feilmeyer, w walce o każdy głos w ostatnich miesiącach Atlantic odwiedzili "bodajże wszyscy kandydaci" z obu partii poza Hillary Clinton. - Ale był tu ostatnio Bill, uroczy człowiek. Zresztą Obama i jego żona także, miałem z nimi półtoragodzinną rozmowę - dodaje.
Choć powszechnie mówi się, że to tu, w Iowie, zaczynają się prawbory, tak naprawdę caucus trudno określić tym mianem. Słowo wywodzi się ponoć z języka Indian Algonquin, gdzie oznacza "radę plemienną". I caucus jest taką sąsiedzką radą. Nie jest to całodzienne głosowanie, lecz wieczorne zgromadzenie.
I o ile republikanie mają podczas zebrania anonimowe głosowanie, demokraci z jakiś względów postanowili nieco skomplikować sobie życie. Regulamin głosowania ma 72 strony.