„W polityce czasem się wygrywa, innym razem przegrywa, ja zaś tym razem poniosłem porażkę” – oświadczył Gallardon cytowany przez madryckie gazety. Dodał, że „po 30 latach poświęconych polityce odczuwa ogromny smutek”. Po marcowych wyborach wszystko jeszcze przemyśli i podejmie ostateczną decyzję. Wezwał Hiszpanów do poparcia prawicy i lidera PP Mariano Rajoya.
Zapowiedź odejścia charyzmatycznego burmistrza stolicy wywołała w Madrycie burzę, choć Rajoy już kilka miesięcy temu dał do zrozumienia, że nie chce go na madryckiej liście. Konflikt między dwoma politykami jest konfrontacją dwóch wizji hiszpańskiej prawicy, które ścierają się w Partii Ludowej.
49-letni Gallardon mówi o sobie, że jest politykiem centrowym, ale wielu jego kolegów uważa, że bliżej mu do socjalistów i premiera José Zapatero niż do lidera własnej partii. Można sobie wyobrazić, jak bardzo zszokował kolegów, udzielając ślubu parze homoseksualistów. Został wtedy oskarżony o nielojalność, ale uniknął konsekwencji politycznych. Może dlatego, że to w dużej mierze dzięki niemu PP wygrała w maju 2007 r. wybory do władz miejskich Madrytu, które jemu samemu przyniosły triumfalną reelekcję.
Niedługo po tym wyraził chęć ubiegania się o mandat deputowanego (w Hiszpanii burmistrz może zasiadać w Kortezach). 52-letni Rajoy potraktował to jako zapowiedź wysadzenia go z siodła. Sprawa sukcesji pewnie stanie na porządku dziennym, jeśli w marcowych wyborach prawica znów przegra z partią Zapatero. W 2004 r. Gallardon był jedynym politykiem PP, który żądał od władz partyjnych złożenia samokrytyki za wyborczą porażkę. W sondażach prowadzą socjaliści z przewagą niespełna trzech punktów procentowych nad PP.