Dolina bogata w kamień i śnieg

Valmalenco. Ze stoków Sasso Nero zobaczymy zamarzniętą taflę jeziora. To najbardziej chyba ustronny i magiczny zakątek Alp Palu

Aktualizacja: 10.12.2008 17:39 Publikacja: 17.01.2008 00:55

Dolina bogata w kamień i śnieg

Foto: Rzeczpospolita

W ciągu paru chwil wagon kolei linowej Śnieżny Orzeł wznosi się setki metrów nad dachy domów i hoteli Chiesa in Valmalenco. Prawie wszystkie kryte są szarym łupkiem z miejscowego kamienia giovella. Niegdyś z jego wydobycia żyła w Valmalenco połowa mieszkańców. Dziś ważniejszy jest śnieg. Głównym źródłem utrzymania, jak w całym regionie Valtellina, są tu turystyka i narciarstwo.

Wagony kolejki należą do największych w Alpach, zabierają naraz 160 pasażerów. W niespełna pięć minut wywożą narciarzy na niewielkie siodło w grani wiodącej ku wierzchołkowi Cima Motta. To zewnętrzny brzeg rozległego, wypełnionego śniegiem i zalanego świetlistym grudniowym słońcem górskiego amfiteatru, który jak ogromna loggia wznosi się nad ruchliwą i ludną doliną. Tu, w głębi gór, choć stoki wokół oplecione są trasami i wyciągami narciarskimi, panuje jeszcze – zanim sezon zacznie się na dobre – niezmącona prawie cisza. Wszystkie wyciągi są czynne, a wzorowo przygotowane trasy czekają na narciarzy.

[srodtytul]Pod szwajcarskim murem[/srodtytul]

Z miejsca, do którego dociera kolej linowa (Alpe Palu – 2010 m n.p.m.), prowadzą w dół dwie długie, szerokie i niezbyt trudne trasy: niebieska i czerwona, którymi zjeżdża się przez las do położonej 600 m niżej dolnej stacji wyciągu krzesełkowego w starej pasterskiej osadzie San Giuseppe. Do San Giuseppe można też dojechać z Chiesa samochodem.

Z Alpe Palu wyjeżdża się czteroosobową nowoczesną kanapą osłanianą przezroczystą kopułą – wszystkie wyciągi w Valmalenco niedawno sporym kosztem zmodernizowano i są one przedmiotem zazdrości sąsiednich ośrodków narciarskich – podziwiając po prawej stronie widoki na tonące w porannych mgłach osiedla na dnie doliny, na liczący 2333 m n.p.m. wierzchołek Cima Motta. Stąd mamy do wyboru biegnącą po lewej stronie słupów kanapy trudną i stromą, choć szeroką, trasę czarną, na której rozgrywane są co roku zawody snowboardowe Pucharu Świata, lub – po prawej – dostępną dla każdego niebieską.

Zamiast jednak wracać do ruchliwego węzła tras i wyciągów przy kolei linowej, warto się zapuścić w głąb gór, zjeżdżając innym wariantem trasy niebieskiej do doliny u podnóża liczącego 3000 m n.p.m. wierzchołka Sasso Nero. Z jego stoków zobaczymy pod stopami zamarzniętą taflę malowniczego jeziora Lago Palu. To najbardziej chyba ustronny i magiczny zakątek Alp Palu. Od północy zamyka go potężny mur gór – najwyższy wierzchołek w owej skalnej ścianie to liczący 4049 m n.p.m., znany każdemu alpiniście Piz Bernina, już na granicy szwajcarskiej. Zaledwie kilkanaście kilometrów dalej leży jeden z najstarszych i najsławniejszych szwajcarskich kurortów górskich St. Moritz. Katoliccy mieszkańcy miasteczek i wsi Valmalenco, z trzech stron otoczonych dzisiejszymi granicami Szwajcarii, przez stulecia toczyli walki z protestantami z kantonu Gryzonia i często musieli znosić ich panowanie.

Valmalenco to jedna z najbardziej izolowanych dolin w włoskich Alpach. Jej mieszkańcy, malenchi, różnią się fizycznie (jaśniejsza karnacja skóry) od sąsiadów z położonego o kilkanaście kilometrów na południe Sondrio, nie mówiąc już o mieszkańcach brzegów niedalekiego jeziora Como czy mediolańczykach. Z Sondrio, stolicy regionu Valtelina, wlot Valmalenco jest prawie niewidoczny. Wąska i kręta droga wspina się nad nim górskim zboczem. Później dopiero dolina się rozszerza, a nawet rozdziela na dwa ramiona na kształt litery Y. W miejscu, gdzie owe ramiona – doliny Chiareggio i Lanterna – się łączą, leży właśnie największe tu miasteczko, trzytysięczne zaledwie, ciche i spokojne Chiesa in Valmalenco.

[srodtytul]Jak dźwięczy giovella[/srodtytul]

W dialekcie malenchi językoznawcy do dziś rozpoznają archaiczne słowa z czasów przedrzymskich, celtyckie i liguryjskie. Zresztą Rzymianie zainteresowali się tym zabitym deskami kątem Italii dopiero w 250 r., gdy jeden z konsulów polecił przeprowadzić przez Valmalenco i przełęcz Muretto drogę do dzisiejszego szwajcarskiego Chur. Ale po upadku cesarstwa ruch kupieckich karawan zamarł tu na zawsze, a mieszkańcy doliny, zamiast bogacić się na handlu, musieli walczyć o przetrwanie, żyjąc z pasterstwa i rolnictwa. Ze stóp siedemnastowiecznego kościółka San Antonio można wciąż podziwiać piętrowe tarasy, jakie pokolenia malenchi wyrąbywały w skale pod uprawę żyta i jęczmienia.

W średniowieczu w dolinie oprócz rolników pojawili się górnicy, a specjalnością Valmalenco stało się wydobywanie i produkcja kamienia budowlanego i minerałów. Największą sławę zdobyły giovella i pietra ollare, czyli talk. Giovella, która doskonale izoluje przed utratą ciepła, a jednocześnie daje się łatwo łupać na płaskie płyty, stała się najbardziej poszukiwanym materiałem do krycia dachów w całej Lombardii. Sztuka wytwarzania kamiennych dachówek przechodziła w dolinie z ojca na syna i przetrwała do naszych czasów. W okresie największego rozkwitu branży górniczej w Valmalenco działało 30 kopalń giovelli, w których pracowało półtora tysiąca górników.

Niemal wszystkie z czasem porzucono. Ale w ubiegłym roku w nieczynnej od ćwierć wieku kopalni La Giovella powstało muzeum, które zapowiada się na wielką turystyczną atrakcję. W przyszłym roku będzie także można zwiedzać muzeum górnicze poświęcone wydobyciu i obróbce pietra ollare. W przeszłości był on w Valmalenco surowcem do wyrobu garnków i naczyń, które mieszkańcy doliny sprzedawali w miastach Lombardii. Z czasem nauczono się wykorzystywać go m.in. w kosmetyce i przemyśle, a w górach pojawili się kupcy z Rzymu i chciwe brytyjskie kompanie.

Mimo bogactw ukrytych we wnętrzu gór życie górali z Valmalenco nigdy nie było usłane różami. Tysiące z nich wyemigrowały przed stu laty do Ameryki. Wielu, podobnie jak u nas Słowacy, krążyło jeszcze w XX wieku jako wędrowni rzemieślnicy po całych północnych Włoszech, sprzedając garnki i naprawiając stare. Na wielką skalę rozwinął się też w dolinie przemyt.

Po II wojnie światowej z ryzykownego szmuglu przez granicę szwajcarską żyły tu całe wsie. Zaczęło się to zmieniać dopiero w latach 60., gdy w dolinie powstały pierwsze hotele i wyciągi. Dziś jest tu 60 km zjazdowych tras narciarskich – 40 km w Alpe Palu i 20 km na przeciwległym zboczu doliny w ośrodku Caspoggio. Do tego kilkadziesiąt kilometrów malowniczych tras biegowych, m.in. w San Giuseppe i wokół Lago Palu, a ponadto baseny, ośrodki sportowe, szkoły narciarskie i biura przewodnickie.

Nie ma w dolinie wielkich hoteli czy centrów konferencyjnych. Nocleg znajdziemy tu raczej w rodzinnym hoteliku lub pensjonacie z kominkiem w świetlicy czy salonie. Valmalenco – ze starymi osadami, krętymi uliczkami, tradycyjnymi religijnymi malowidłami na fasadach domów i kamiennymi kościółkami – w niczym nie przypomina ruchliwych, kosmopolitycznych stacji narciarskich. Mimo napływu turystów (przeważają wśród nich Włosi, a wśród obcokrajowców Anglicy) dolina wciąż żyje własnym, nieśpiesznym tempem. I malenchi są tacy jak dawniej – uparci, prostolinijni i gościnni.

[ramka]Warto wiedzieć

Dojazd

-Samolotem. Lot Wizz Air do Mediolanu-Bergamo z Warszawy lub Katowic kosztuje od 340 zł, LOT od 610 zł z Krakowa lub od 764 zł z Warszawy.

-Samochodem z Warszawy przez Monachium, Innsbruck, Brenner, Bolzano i Mediolan – 1490 km, ok. 17,5 godz., koszt ok. 180 euro.

-Wyjazdy zorganizowane przez biuro podróży Otium: siedem dni w czterogwiazdkowym hotelu Pizzo Scalino z karnetem od 1790 zł plus samolot 890 zł lub autokar 345 zł. Siedem dni w hotelu Genzianella (trzy gwiazdki) z karnetem – od 1750 zł.

Karnety

-dzienny Chiesa in Valmalenco i Caspoggio – 32 euro,

-sześciodniowy – 144 euro

-wypożyczenie nart z butami na dzień – 17 euro, na sześć dni – 79 euro

- indywidualna lekcja jazdy na nartach – 30 euro, każda następna osoba – 8 euro, grupowy kurs sześciodniowy – 100 euro, Noclegi (jedna osoba w pokoju dwuosobowym)

-hotel Pizzo Scalino – 50 euro

- hotel La Lanterna – 35 euro

- hotel Genzianella – od 20 do 30 euro

- hotel Palu – 30 euro[/ramka]

W ciągu paru chwil wagon kolei linowej Śnieżny Orzeł wznosi się setki metrów nad dachy domów i hoteli Chiesa in Valmalenco. Prawie wszystkie kryte są szarym łupkiem z miejscowego kamienia giovella. Niegdyś z jego wydobycia żyła w Valmalenco połowa mieszkańców. Dziś ważniejszy jest śnieg. Głównym źródłem utrzymania, jak w całym regionie Valtellina, są tu turystyka i narciarstwo.

Wagony kolejki należą do największych w Alpach, zabierają naraz 160 pasażerów. W niespełna pięć minut wywożą narciarzy na niewielkie siodło w grani wiodącej ku wierzchołkowi Cima Motta. To zewnętrzny brzeg rozległego, wypełnionego śniegiem i zalanego świetlistym grudniowym słońcem górskiego amfiteatru, który jak ogromna loggia wznosi się nad ruchliwą i ludną doliną. Tu, w głębi gór, choć stoki wokół oplecione są trasami i wyciągami narciarskimi, panuje jeszcze – zanim sezon zacznie się na dobre – niezmącona prawie cisza. Wszystkie wyciągi są czynne, a wzorowo przygotowane trasy czekają na narciarzy.

Pozostało 87% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019