Ma 40 lat. W tym wieku jego ojciec Juan Carlos od dwóch lat był królem Hiszpanii i symbolem demokratycznych przemian. On zaś musi wciąż udowadniać, że nie jest darmozjadem, że bycie następcą tronu nie oznacza oczekiwania na śmierć lub abdykację króla, ale mozolne przygotowanie do zawodu monarchy.
Uczestniczy średnio w jednej oficjalnej uroczystości dziennie i przyjmuje na audiencji trzy osoby. W przemówienia wplata wiersze. Odbywa co najmniej jedną podróż zagraniczną miesięcznie. Podczas wizyty w Polsce (6 – 8 maja) ma promować hiszpańskie inwestycje i otworzyć w Warszawie największą w świecie siedzibę Instytutu Cervantesa.
Zanim zaczął przygotowania do bycia królem, uczył się rzemiosła wojennego w akademiach trzech rodzajów wojsk. Umie pilotować eurofightera, ale będzie też pierwszym królem Hiszpanii z tytułem uniwersyteckim: skończył prawo na Uniwersytecie Autonomicznym w Madrycie i stosunki międzynarodowe na waszyngtońskim Uniwersytecie Georgetown.
Gdy oficjalnie objął funkcję następcy tronu, miał 28 lat. Kolorowe gazety zaczęły szukać mu żony. Podobno żadna z jego sympatii nie przypadła do gustu królowej Zofii. Isabel Sartorius, Hiszpanka ze znakomitego rodu, córka markiza, była od niego starsza, wcześniej romansowała z innymi, w dodatku jej rodzice byli rozwiedzeni. Poznana w Waszyngtonie córka milionera Gigi Howard była Amerykanką. Norweska modelka Eva Sannum pozowała do zdjęć topless. Nie mówiąc o tym, że jej ojciec był lakiernikiem, a matka uciekła z greckim hotelarzem na Rodos. Filipowi nie pozostało nic innego, jak oznajmić poddanym, że „nic z tego związku nie wyszło”. Zapewniał, że rodzice nie odwoływali się do jego poczucia obowiązku. Pewnie jednak odetchnęli z ulgą.
Może dlatego dwa lata później jakoś przełknęli jego zaręczyny z hiszpańską dziennikarką Letizią Ortiz, choć też nie była synową z bajki. Rozwódka bez kropli błękitnej krwi, dziecko rozwodników – były powody do załamywania rąk. Hiszpanie jednak od razu ją zaakceptowali, właśnie dlatego, że była jedną z nich.