- Gruzja domaga się przeprosin i pokrycia kosztów maszyny – mówił wiceszef gruzińskiego MSZ Grigol Waszadze. Rosja konsekwentnie odpiera zarzuty i przypomina, że to siły separatystycznej Abchazji przypisują sobie zestrzelenie samolotu.
W miniony poniedziałek eksperci ONZ na podstawie przedstawionych im dowodów uznali jednak, że samolot został strącony przez rosyjski myśliwiec. Gruzja zaprezentowała m.in. film z kamery wideo umieszczonej na jego pokładzie i zapisy z radarów. ONZ-owski raport stwierdził jednocześnie, że Gruzini łamią zasady zawieszenia broni, przeprowadzając loty rozpoznawcze nad Abchazją. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow zapowiadał, że Rosja zażąda przerwania takich misji. Uznał też całe spotkanie Rady Bezpieczeństwa za „pozbawione sensu”, bo nie wpuszczono na nie przedstawiciela Abchazji.
– Odmówienie mu udziału w posiedzeniu świadczy, że całe to dochodzenie jest prowadzone w sposób nieczysty – powiedział Ławrow.
Rosja razem z USA, Chinami, Wielką Brytanią i Francją należy do stałych członków Rady Bezpieczeństwa, którzy mają prawo weta. Bez jej zgody nie uda się więc przyjąć żadnej rezolucji. Ale zdaniem gruzińskich politologów niezależnie od tego, jaki będzie wynik posiedzenia, już można mówić o sukcesie. – To ważny polityczny gest w kierunku Tbilisi. Rosja już przegrała walkę z gruzińską dyplomacją – mówi „Rz“ prof. Aleksander Rondelli, szef Fundacji Stosunków Strategicznych i Międzynarodowych w Tbilisi.
Na początku lat 90. na terenach Abchazji i Osetii Południowej, które chciały się oderwać od Gruzji, wybuchł krwawy konflikt. Zakończył go rozejm wynegocjowany przy udziale Moskwy. Na jego mocy rosyjskie oddziały pełnią na terenie Abchazji funkcję sił pokojowych. Napięcie w regionie ponownie wzrosło, kiedy na początku kwietnia NATO uznało, że przyszłość Gruzji jest związana z sojuszem. Moskwa zapowiedziała wtedy, że będzie wspierać władze separatystycznych republik i zwiększyła swój kontyngent wojskowy w Abchazji.