Na ulice miasteczka w północno-wschodniej Francji wyszły setki młodych ludzi. Co najmniej kilkudziesięciu imigrantów było uzbrojonych w kije i butelki z benzyną. Rozbijali sklepowe witryny, podpalali samochody i śmietniki. Gwałtowne zamieszki trwały przez całą noc z soboty na niedzielę. Rannych zostało dwóch policjantów, dwóch strażaków i pięciu przechodniów.Przyczyną zamieszek była śmierć 22-letniego mężczyzny, który został zastrzelony na jednej z ulic 17-tysięcznego miasta. Choć policji jeszcze tej samej nocy udało się zatrzymać prawdopodobnego sprawcę, agresja młodzieży skierowała się właśnie przeciwko funkcjonariuszom. – Zaczęto atakować nas kijami bejsbolowymi i koktajlami Mołotowa. Inni młodzi ludzie biernie stali na chodnikach i przyglądali się temu „przedstawieniu” – powiedział Nicolas Comte z miejscowego związku zawodowego policjantów.
Stosunki, jakie panują pomiędzy młodzieżą z biednych przedmieść Vitry-le-Francois a funkcjonariuszami, określił on jako „histerię”. Według niego zamieszki przypominały wydarzenia sprzed trzech lat, gdy na przedmieściach Paryża i innych francuskich miast doszło do wielkich starć pomiędzy młodymi imigrantami a policją. – Od tego czasu nie rozwiązano żadnych problemów. Ogień cały czas tlił się pod popiołami – oświadczył Comte.
Do podobnych zamieszek dochodzi we Francji regularnie. Ostatnio w listopadzie 2007 roku młodzi imigranci przez trzy dni demolowali ulice Paryża. Przyczyną zajść była śmierć dwóch kolorowych nastolatków, których motor zderzył się z radiowozem. Rannych zostało wówczas ponad 100 policjantów. Napastnicy użyli m.in. broni myśliwskiej.
W Vitry-le-Francois w niedzielę rano ulicami przeszedł marsz milczenia przeciwko przemocy i śmierci młodego człowieka. Na czele 250-osobowego pochodu szła matka ofiary, trzymając w dłoniach zdjęcie syna.