– To relikt zimnej wojny. W imię bezpieczeństwa kraju należy wycofać taktyczne głowice jądrowe – domagają się opozycyjni liberałowie z FDP. Podobnego zdania są postkomuniści z Partii Lewicy i Zieloni. Do protestów przyłączył się Niels Annen z SPD, koalicyjnego partnera w rządzie Angeli Merkel. Jego zdaniem wycofanie broni atomowej z Niemiec byłoby ważnym symbolem i poprawiłoby zdecydowanie atmosferę na konferencjach rozbrojeniowych.

Przyczyną protestów jest opublikowany kilka dni temu raport amerykańskich ekspertów, którzy wskazali na niedostateczne bezpieczeństwo w miejscach stacjonowania broni atomowej w Europie. Bazy ochraniane są przez niedoświadczonych żołnierzy, ogrodzenia są nieszczelne, stan budynków pozostawia wiele do życzenia.

– Rząd nie zamierza wypowiadać się na temat amerykańskiej broni atomowej ani udzielać żadnych informacji na temat liczby głowic, ani miejsca ich stacjonowania – wyjaśnił wczoraj rzecznik rządu Ulrich Wilhelm. Tajemnicą poliszynela jest, że zaledwie 10 – 20 spośród 200 – 350 amerykańskich głowic termojądrowych B-61 przechowywanych w sześciu krajach europejskich NATO znajduje się w podziemnych magazynach bazy Büchel w górach Eifel. Kilkadziesiąt głowic zostało w ostatnich trzech latach wycofanych z bazy lotniczej w Ramstein.

Za obecnością amerykańskiej broni atomowej w RFN opowiada się CDU. – Nie możemy z niej zrezygnować. Służy także naszej obronie – twierdzi Eckard von Klaeden, rzecznik CDU ds. międzynarodowych.

Piotr Jendroszczyk z Berlina